Lecz oto przeczytałem nie dalej niż wczoraj, że p. Aleksandrzak po maturze, którą zdał w 1977 r., łączył pracę nauczyciela z działalnością w ZHP, a w 1985 r. został komendantem chorągwi (Tomasz Cylka, Agata Nowakowska, "Człowiek szefa partii", GW, 11 marca 2015). Tu zaczęło mi się coś nie zgadzać. Bo jak łatwo policzyć, człowiek został komendantem chorągwi w wieku 26 lat. Jedno z dwojga: albo był nad-zdolny i dlatego piastował tak wysoką funkcję tak wcześnie, albo struktury, w których działał, były mizerne i łatwo się w nich awansowało. Kiedy przeczytałem, jak o tym opowiada bohater tekstu, moje złe przeczucia znalazły dodatkowe potwierdzenie: "Organizowałem letni wypoczynek dla dzieci i młodzieży. Byłem też komendantem kilkudziesięciu harcerskich obozów". Bo harcerz z krwi i kości tak nie powie, gdyż taka mowa świadczy o tym, że to "organizowanie" jest tu czymś odrębnym od bycia harcerzem, a tak się te sprawy układały w harcerstwie prokomunistycznym, że obozy są jak gdyby usługą dostarczaną z zewnątrz, a nie rdzeniem metody harcerskiej, wykonywanym przez samych harcerzy. Harcerz z krwi i kości powiedziałby w takim wypadku: byłem komendantem chorągwi, stosowałem tradycyjną metodykę harcerską, jej ważną częścią były obozy, byłem ich komendantem. Prawdziwy harcerz nie powie, że organizował wypoczynek "dla dzieci i młodzieży", tylko że organizował obozy dla harcerek i harcerzy. To są może niuanse językowe, nieczytelne dla postronnego obserwatora, ale czytelnik z przeszłością w przyzwoitym harcerstwie z pewnością te niuanse wychwyci. Nie czas tutaj, żeby rozwijać tę myśl, ale - z grubsza rzecz ujmując - w Związku Harcerstwa Polskiego przed 1989 r. ścierały się dwa żywioły: harcerstwo autentyczne, nawiązujące do Baden-Powella i do Szarych Szeregów, oraz harcerstwo bez tych tradycji, odgórnie robione przez komunistów i trochę zbliżone do ruchu pionierskiego w ZSRR. To pierwsze wychowywało ludzi z charakterem, to drugie - oportunistów. I oto czytam dalej w tym samym tekście, że w czasie zaangażowania w ZHP p. Aleksandrzak wstąpił do PZPR. On sam mówi o tym tak: "Od 1987 do 1990 r. pracowałem jako kierownik w Komitecie Wojewódzkim PZPR w Kaliszu. Takie to były czasy, że jak ktoś chciał działać społecznie, to z harcerstwa naturalnie wstępował do partii. Nie było innej drogi". No, to już chyba wszystko jasne. Leszek Aleksandrzak miał po prostu silny imperatyw robienia kariery i - przy takim założeniu - nie było innej drogi, jak tylko zapisać się do PZPR. A że przy tej okazji szmatławe prokomunistyczne harcerstwo robiło się jeszcze bardziej szmatławe? Przecież do kariery nie było innej drogi. Jedno zastrzeżenie: zdarzało się, że przyzwoici harcerze zapisywali się do partii, żeby w jakiś sposób chronić swoje drużyny. Pozorowali harcerstwo "socjalistyczne", gdy w rzeczywistości robili harcerstwo tradycyjne. Ale to raczej nie jest ten przypadek. Magdalena Ogórek to jest pomysł SLD na pokazanie nowego pokolenia, które nie ma już nic wspólnego z PRL-em. Jeśli chodzi o szefa sztabu, to wyszło tak sobie. Ciekawe, czy p. Aleksandrzak zrozumiałby takie pytanie: "Czy Pan musiał się piąć?". Roman Graczyk