Słyszę, co i rusz, że to będzie kłopot dla opozycji, ponieważ taki (bardziej zrównoważony, bardziej centrowy) rząd będzie trudniejszy do krytykowania. Nie wiem dlaczego, ale opinie te wypowiadają głównie ci, którzy sprzyjają PiS-owi (co poznać np. po nazbyt częstym używaniu terminu "totalna opozycja", zamiast, po prostu, "opozycja"). Dlaczego akurat oni tak się o to martwią? To jest zjawisko podobnego rodzaju jak rozdzieranie szat nad upolitycznieniem (u-PiS-owieniem) polskiego Kościoła, akurat przez tych, którzy żadnych praktyk religijnych w ogóle nie uprawiają, a Kościół znają jedynie z TVN-u/ "Gazety Wyborczej"/ "Polityki"/ "Newsweeka". No cóż, taki dziwny to kraj - Polska, że Polacy martwią się raczej nie o swoje rzeczywiste zmartwienia, lecz o zmartwienia swoich ideowych i politycznych przeciwników. Co do mnie uważam, że opozycja niekoniecznie musi w tej sytuacji stracić - chyba że wykaże się nieznajomością sztuki robienia polityki. Ale tak na zdrowy rozum, wystarczy przecież powiedzieć: ostro krytykowaliśmy Macierewicza, Waszczykowskiego, Szyszkę, zatem skoro teraz Mateusz Morawiecki, Andrzej Duda i Jarosław Kaczyński zdecydowali o ich odwołaniu, to chyba przyznali nam rację - tak czy nie? Odwoływanie ministrów to raczej nie sygnał docenienia ich pracy, lecz - przeciwnie - zdezawuowania jej. Taki też zdroworozsądkowy sygnał idzie do opinii publicznej, zatem opozycja nie powinna mieć kłopotu, żeby ten sygnał amplifikować. To na krótką metę. Na dłuższą - może być inaczej. PiS idzie do centrum, jak ma w zwyczaju robić przed wyborami. Tyle razy się ten socjotechniczny zabieg udawał, że stratedzy PiS-u liczą na to, że uda się kolejny raz. Czy tak będzie? - nie wiem. Ale powód ucentrowienia jest zapewne przedwyborczy. W tym kontekście nie wykluczałbym także plotek o przyspieszonych wyborach parlamentarnych. Faktycznie - dla PiS-u byłoby bezpieczniej robić wybory za kilka miesięcy, gdy najprawdopodobniej będzie miał przewagę nad opozycją, niż za półtora roku, bo do tego czasu mogą się obozowi rządzącemu przytrafić jakieś polityczne nieszczęścia. Zabawne jest widzieć wypowiedzi przedstawicieli PiS-u i Kancelarii Prezydenta, którzy wzajemnie spychają na siebie odpowiedzialność za wyeliminowanie Antoniego Macierewicza. Ale politycznie rację ma tu PiS, bo niezależnie od strony formalnej (premier wnioskuje do prezydenta o odwołanie ministrów i o powołanie nowych) spór prezydenta Dudy z ministrem Macierewiczem od wielu miesięcy był czołową informacją z naszej sceny politycznej i dążenie prezydenta do pozbycia się Macierewicza nie było skrywane, mówiąc oględnie. Tym samym dokonana właśnie rekonstrukcja potwierdza przypuszczenia - między innymi niżej podpisanego - o odpuszczeniu przez prezydenta troski o zgodność ustaw sądowych z Konstytucją, w zamian za wpływ na skład nowego rządu. Andrzej Duda potwierdził się w roli polityka - co może było (nie dziś, oczywiście, ale mniej więcej od czasu zawetowania ustaw o RIO, KRS i SN) pewnym zaskoczeniem dla promotorów jego kandydatury w 2015 r. Inna sprawa, czy w tej sytuacji jego ambicje na uzyskanie poparcia PiS-u w 2020 r. są uzasadnione. Ale też potwierdził się prezydent Duda kolejny raz w roli łże-strażnika Konstytucji. Czy to kogoś zaskakuje? - nie wiem. Mnie już od dawna - nie. Roman Graczyk