Ta ustawa jest bez sensu, ponieważ wchodzi w sprawy honorowe instytucji z zasady niehonorowej, sowieckiej przybudówki, jaką było Ludowe Wojsko Polskie (więcej czytaj tutaj). Pan Prezydent zatem tkwi, razem ze swoim obozem politycznym, w historycznej i moralnej schizofrenii. Gdyby jednak od tego abstrahować, motywy weta są - same w sobie - rozumne. Faktycznie, ta ustawa - oprócz tego, że jest w ogóle bez sensu - jest też bez sensu w tych szczegółowych rozwiązaniach, co decyzja o zastosowaniu weta słusznie wychwyciła. Poza tym rolą głowy państwa jest stanie na straży Konstytucji, a jednym z narzędzi do tego jest weto zawieszające w stosunku do ustaw. Zatem reakcja w normalnej, demokratycznej partii na taką decyzję byłaby spokojna i merytoryczna. Tymczasem w Prawie i Sprawiedliwości w najlepszym razie (p. Beata Mazurek, rzecznik prasowy klubu i partii) mamy do czynienia z obrazą i milczeniem, zaś beton partyjny wyraża oburzenie i niesmak. Tu niedoścignionym wzorcem jest Antoni Macierewicz, były minister obrony narodowej. Ten, do niedawna niezatapialny polityk PiS-u, powiada teraz, że wskutek weta Andrzeja Dudy morale wojska zostało podważone. Teraz "znowu nie można powiedzieć, czy rację mieli ci, którzy walczyli o niepodległość, czy ci, którzy wraz z Sowietami niepodległość Polski niszczyli". I dalej: "został postawiony znak zapytania dla każdego normalnego żołnierza, kto był bohaterem, a kto nie" (więcej czytaj tutaj).Można byłoby powiedzieć, że Antoni Macierewicz lewituje jak zwykle, ot, taka jego uroda. To prawda, ale prawdziwy problem polega na tym, że ten sposób myślenia (czy raczej: popadania w stan ekscytacji) jest charakterystyczny dla twardego elektoratu Prawa i Sprawiedliwości. To, zresztą, coś nam mówi o Prawie i Sprawiedliwości w ogóle, a nie tylko o jego twardym elektoracie (powiedz mi, jaki jest Twój twardy elektorat, a ja Ci powiem, kim jesteś).Bo chociaż wetowanie ustaw przez głowę państwa jest czymś normalnym, to w dużej części PiS-u uchodzi za rodzaj świętokradztwa. Dlaczego? Bo owe PiS-owskie twarde jądro postrzega zaangażowanie polityczne jako prostą funkcję quasi-religijnego zawierzenia przywódcy. W jaki sposób Jarosław Kaczyński uzyskał taki wpływ na serca i umysły tych ludzi, nie wiem (chociaż wiem, dlaczego tak się stało w przypadku Józefa Piłsudskiego czy generała de Gaulle’a), niemniej on taką pozycję przywódcy-proroka rzeczywiście ma. Ma też, niespotykaną w demokratycznych partiach, pozycję lidera-kapłana w stosunku do gremiów kierowniczych partii. Jeden przykład z ostatnich miesięcy: kiedy jeszcze był czas, żeby wycofać się z niefortunnej nowelizacji ustawy o IPN, prezes Kaczyński kazał szybko projekt uchwalić bez zmian. Było oczywiste, że trzeba się będzie później z tej ustawy wycofywać i że koszty będą wyższe, ale cała partia (z przyległościami Ziobrystów i Gowinowców) wykonała rozkaz bez szemrania. Polska za to zapłaciła słono i jeszcze zapłaci, ale - przyznać trzeba - że test karności wobec przywódcy wypadł wtedy dla Kaczyńskiego celująco. Mówi się, że weto Andrzeja Dudy jest rozgrywką z Unią Europejską - być może. Mówi się też, że jest rozgrywką ściśle polityczną, próbą pozyskiwania przez Pana Prezydenta centrowego wyborcy w perspektywie wyborów w roku 2020 - także być to może. Nalegam jednak na docenienie kwestii specyfiki PiS-u: jego przywództwa, jego wewnętrznej organizacji i jego twardego elektoratu. W każdym z tych wymiarów mamy do czynienia ze zjawiskiem nader oryginalnym. W starych demokracjach takie partie zasiedlają tylko marginesy sceny politycznej, w Polsce jest to partia rządząca. A zatem to nam coś mówi nie tylko o PiS-ie, ale i o Polsce.