Użycie kajdanków w stosunku do człowieka, który nie stawia oporu, jest zbędne. Jeśli się na to zdecydowano, to w celu innym niż zabezpieczenie się przed atakiem lub choćby czynną obroną ze strony Frasyniuka. Chodziło zatem zapewne o pokazanie, że władza ma moc. Komu? Raczej nie opozycji, która to i tak wie, skoro przeciw temu protestuje od dwóch lat z okładem. Sądzę, że właściwym adresatem sceny zakładania kajdanków był elektorat PiS-u. Pokazano mu w ten sposób, że koncyliacyjny ton nowego premiera i niektórych jego ministrów nie oznacza słabości władzy, ani odstępstwa od linii "dobrej zmiany". Opozycja z kolei zawyła, jak to ma we zwyczaju czynić konsekwentnie, odkąd PiS jest u władzy - obojętne, czy jest powód, czy go nie ma. Komentarze zrównujące wczorajsze wydarzenie z zatrzymaniem Frasyniuka w 1985 r. są bowiem świadectwem jakiejś umysłowej lewitacji. Wtedy Frasyniuk został zatrzymany, a następnie aresztowany, wkrótce potem zaś skazany w słynnym procesie gdańskim (razem z Bogdanem Lisem i Adamem Michnikiem) za kontynuowanie działalności związkowej, dostał wyrok trzech i pół roku więzienia. Dostrzeganie jakichkolwiek istotnych podobieństw między wczorajszym wydarzeniem, a tym sprzed 35 lat, jest groteskowe. Można się zgodzić, że opozycja ustawia się z zasady przeciwko władzy, ale jeśli protestuje bez miary przeciwko każdemu działaniu władzy, to się ośmiesza. Problem polega w tym wypadku na tym, że integralna obrona postępowania Frasyniuka nie jest możliwa, jeśli równocześnie broni się praworządności. Trudno orzec, czy w czerwcu ubiegłego roku, podczas manifestacji w Warszawie, doszło rzeczywiście do naruszenia przez Frasyniuka nietykalności cielesnej funkcjonariuszy policji. Na filmikach z Youtuba widać, że policjanci wynoszą go z manifestacji, po czym przytrzymują go, na co on wyrywa się, nie pozwala im na to przytrzymywanie. Prawna kwalifikacja tego zachowania może być sporna. Natomiast dwukrotna odmowa stawienia się w prokuraturze jest niewątpliwym niedopełnieniem obowiązku prawnego i w tej sytuacji prokurator miał prawo zarządzić tzw. doprowadzenie podejrzanego - co się właśnie wczoraj stało. Argumentacja Frasyniuka, gdy powiada on, że jego odmowa stawienia się w prokuraturze jest protestem przeciwko łamaniu Konstytucji przez rząd, nie może się utrzymać. To mniej więcej taka postawa, jak obśmiane podczas Pierwszego Festiwalu Piosenki Prawdziwej w 1981 zachowanie piekarza, który "zapiekał gwoździe w kajzerkach, [bo] chciał w ten sposób zaprotestować przeciwko rządom Gierka". To, że rząd PiS-u łamie Konstytucję, jest dla mnie niewątpliwe, mamy tego wiele przykładów. Czy policja przekroczyła swoje uprawnienia 10 czerwca 2017, nie wiadomo. Może tak, a może nie. Wszczęto postępowanie z podejrzenia o naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariuszy, w ramach którego Frasyniuk został wezwany do prokuratury - tu żadnego złamania prawa nie ma, a właśnie w tej sprawie były związkowiec zaprotestował, odmawiając stawienia się. Powoływanie się przy tym przez jego obrońcę, mec. Piotra Schramma na formułę Radbrucha (opór obywatelski jest uprawniony, gdy norma prawna drastycznie łamie podstawowe normy moralne) wydaje się nietrafne, bo odmowa Frasyniuka jest wymierzona wprost w przepisy procedury karnej, które obligują do stawienia się na wezwanie. Te przepisy są niewinne, Frasyniuk chciał zakwestionować przepisy ustawy o zgromadzeniach, których konstytucyjność rzeczywiście jest nader wątpliwa. Ale jak ten piekarz ze starej piosenki, nie stawił się na przesłuchanie do prokuratury ("zapiekał gwoździe w kajzerkach"), bo mu się wydawało, że w ten sposób kontestuje nowelizację ustawy o zgromadzeniach (sądził, że protestuje "przeciwko rządom Gierka"). Naturalnie wiadomo, że niezdarność Frasyniuka jest w jakiś sposób wymuszona nienormalną sytuacją. Ustawa o zgromadzeniach jest - na zdrowy rozum - ograniczeniem swobód obywatelskich, ale Trybunał Konstytucyjny orzekł, że jest inaczej. Taki mamy Trybunał, co symbolizuje istotną cechę rządów PiS-u: zdjęcie z władzy politycznej ograniczeń charakterystycznych dla porządku liberalno-demokratycznego. W tej sytuacji rodzi się pokusa myślenia na skróty. I właśnie Władysław Frasyniuk, człowiek - co wiemy skądinąd - porywczy, daje przykład takiego myślenia. Czyli nie-myślenia. Frasyniuk jest od dawna namawiany do zaangażowania się w politykę, a nawet do stanięcia na czele opozycji pozaparlamentarnej, a w perspektywie - w ogóle na czele opozycji. Nie jest tajemnicą, że opozycja cierpi na deficyt efektywnego przywództwa. Silny przywódca byłby jej wzmocnieniem. Ale silny przywódca nie może głosić umysłowego mętniactwa. Nie może to być człowiek, który od krytyki tak łatwo przechodzi do gróźb.Nie ma wiarygodnej polityki obrony praworządności poprzez jej łamanie. Opozycja, stawiając Władysława Frasyniuka na swoim czele, napyta sobie tylko biedy.