Niektórzy mieli nadzieję, że Pan Prezydent być może powstrzyma się przed tym ruchem, który - teraz można to już chyba powiedzieć - łamie Sądowi Najwyższemu kręgosłup, skoro partia rządząca ma już w nim ponad ¼ "swoich" sędziów. Co do mnie, to sądziłem, że Pan Prezydent raczej postąpi tak, jak ma w zwyczaju, to znaczy, złamie prawo, ogłaszając przy tym, że tym sposobem przyczynia się do uzdrowienia stosunków w państwie. Nawiasem mówiąc, to kolejny przykład upodobniania się władzy PiS-u do porządków sanacyjnych (1926-1939). Sądziłem zatem, że Pan Prezydent raczej mianuje kandydatów rekomendowanych przez tzw. KRS, ponieważ cała ta prezydentura jest - w gruncie rzeczy - listkiem figowym nieograniczonej władzy partii rządzącej. Było w jej sprawowaniu parę mało znaczących wyjątków, przy czym najgłośniejszy - weta z 2017 r. do ustaw o KRS i o SN - nie kwestionował najważniejszych zmian, niszczących wymiar sprawiedliwości, a już późniejsze ustępstwa Andrzeja Dudy wobec projektów nowelizacji tych ustaw pokazały, że weta były pozorowanym tylko sprzeciwem, nie zaś sprzeciwem, który odwoływałby się do fundamentów państwa prawa. Mówiąc krótko, Pan Prezydent tak bardzo przyzwyczaił nas do pozorowania troski o Konstytucję, przy faktycznym jej niszczeniu, że nie miałem wielu złudzeń. No i wyszło na moje. Nie znaczy to, że mam z tego tytułu jakąś satysfakcję. Nie, raczej gorzkie poczucie, że zsuwamy się coraz bardziej po równi pochyłej. Dokąd się zsuwamy? Tu rozciąga się rozległe pole politologicznych sporów o to, jak opisać system, który teraz panuje w Polsce. I o to, dokąd nas ta droga zaprowadzi. W końcu o to, czy odejście od demokracji liberalnej (czyli dla mnie, od demokracji po prostu, bo demokracja nie-liberalna jest tylko jakąś postacią rządów arbitralnych) jest odwracalne i na jakich warunkach/ za jaką cenę. Ważkich tych pytań nie podejmuję się tu podjąć. Ale nie ulega wątpliwości, że wczorajsza decyzja Pana Prezydenta stanowi kolejny istotny krok w destrukcji państwa prawa. Skoro więc nie mamy już Trybunału Konstytucyjnego takiego, jaki ustanawia nasza Konstytucja, lecz jego imitację, skoro nie mamy już Krajowej Rady Sądownictwa takiej, jaką ustanawia Konstytucja, lecz jej imitację, skoro przerobiono ustrój sądów powszechnych tak, że minister sprawiedliwości jest wszechwładnym panem karier sędziowskich (i korzysta z tej władzy do woli), skoro Sąd Najwyższy w szybkim tempie staje się sądem złożonym z nominatów partii rządzącej (z tzw. KRS w roli słupa), to znaczy, że "sanowanie państwa" w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości pod kątem życzeń partii rządzącej posunęło się daleko. A przecież wiadomo, że to wymiar sprawiedliwości jest najważniejszym ograniczeniem dla władzy politycznej. Jeśli ograniczenie to staje się pozorne (a właśnie na naszych oczach takim się staje), to znaczy, że mamy do czynienia z ustrojem, który nie spełnia najważniejszych kryteriów liberalnej demokracji - czyli demokracji we współczesnym rozumieniu, demokracji zachodniej. Można się spierać, kiedy Polska przekroczyła tę cienką czerwoną linię. Czy już pod koniec 2015 r., kiedy partia rządząca "odzyskała" Trybunał Konstytucyjny, czy może później. Ale to, że linia już została przekroczona, dziś nie powinno budzić wątpliwości. No, owszem, jest wielu takich Polaków, którzy powiedzą, że właściwie nic złego się nie stało. A znajdą się i tacy, twardy elektorat PiS, którzy powiedzą, że dopiero teraz demokracja w Polsce ma się dobrze. Nie po drodze mi z nimi, ale to nie znaczy, że można ich opinie zignorować. Taka jest Polska, kto chce naprawiać jej ustrój, musi się z tym liczyć, inaczej trzeba byłoby wymienić naród na lepszy - takie pomysły też już w dziejach zaistniały, wiemy z jak ponurymi skutkami. Co do mnie, chociaż uważam, że PiS złamał demokrację, to sprawa na tym się nie kończy. Szczerzy demokraci powinni sobie zadać solenne pytanie, o powody dla których porządek demokratyczny sprzed 2015 r. był tak bardzo niesatysfakcjonujący dla tak wielu wyborców. Bo tylko pod warunkiem udzielenia adekwatnej odpowiedzi na to pytanie, unikniemy w przyszłości - po rządach PiS-u - powtórzenia naszych błędów. Kto tego nie rozumie, ten zaiste mało rozumie z tego, co się w Polsce dzieje. Roman Graczyk