Kampania "Polska budowie" odnosiła się do 99 rozpoczętych inwestycji. PiS twierdziło, że część z tych inwestycji rozpoczęli bądź to poprzednicy rządu Tuska, bądź też samorządy. Sąd doszedł do przekonania, że PiS kłamie po przeanalizowaniu 4 (słownie: czterech) przykładów inwestycji opisanych w pozwie. To znaczy, że - jak przytomnie zauważyli politycy PiS - sąd nie zakwestionował twierdzeń PiS-u w odniesieniu do pozostałych 95 inwestycji. A skoro tak, to jego podstawa wnioskowania była nader wątła. Mimo to sąd nakazał partii Kaczyńskiego zamieszczenie sprostowania. Dziwny jest ten wyrok. Jest on też dziwny z innego powodu. Składając pozew w sądzie, Platforma zrobiła dokładnie tak, jak czyni od wielu już lat Adam Michnik w odniesieniu do swoich krytyków. Zamiast z nimi polemizować, seryjnie składa przeciwko nim pozwy. Tu podobnie: zamiast prowadzić debatę, Platforma zwraca się do sądu w nadziei, że ten urzędowo zakończy debatę. Przewidziana przez ordynację wyborczą możliwość procesów cywilnych w przyspieszonym trybie jest ewidentnie nadużywana. Sąd ma obowiązek szybko, bo w ciągu 24 godzin, rozpatrzyć taki pozew - i sądy to robią. Ale też są niekiedy stawiane w sytuacji bez dobrego wyjścia. Tak jest właśnie w kwestii, czy PiS skłamało czy nie skłamało na temat kampanii "Polska w budowie". Każdy, kto nie popadł obsesję anty PiS-owską, wie, że ta kampania jest zgrabnym sposobem na uniknięcie oskarżeń o niedotrzymanie wielu zobowiązań Platformy - właśnie w zakresie inwestycji. Każdy, kto nie jest skłonny przyjąć za dobrą monetę dowolnego twierdzenia Platformy w obawie przed "nadciągającym faszyzmem PiS-u", wie, że Platforma próbuje zagadać to niedotrzymanie obietnic. W tym sensie PiS ma rację. Z drugiej strony w kampanii wyborczej padają sformułowania nieostre, taka już ich uroda. Czy sąd ma każde takie sformułowanie brać pod lupę i przykładać do jakiegoś wzorca z Sevres, orzekając, że prawda, albo że fałsz? Czy Mickiewicz wielkim poetą był? Gdybyśmy zgodzili się na to, że ocenę jego twórczości przeniesiemy z rozpraw krytyczno-literackich na sale rozpraw sądowych, popadlibyśmy w śmieszność. Popadliśmy też w śmieszność w sprawie oceny polityki inwestycyjnej rządu. Ale, kto "my"? Roman Graczyk