Wśród wielu przyczyn, które mogły zdecydować o tej porażce, na pierwszy plan wybija się przekonanie wielu delegatów do Rady, że Polska już swoje (w osobie Jerzego Buzka) dostała. Powiada się, że ta porażka jest -paradoksalnie - polityczną szansą dla Cimoszewicza, ponieważ otwiera przed nim możliwość startu w przyszłorocznych wyborach prezydenckich w Polsce. Istotnie, w tej chwili poparcie, jakie Cimoszewicz notuje w sondażach (17 proc., trzecia lokata za Tuskiem i L. Kaczyńskim, wg "Dziennika - Gazety Prawnej" z 30 września), taką szansę mu daje. Ale, jak słusznie zauważyła komentatorka wspomnianej gazety, Zuzanna Dąbrowska, Cimoszewicz "zgodnie ze swoim niełatwym charakterem czeka na delegację obywateli, którzy poproszą go, by spróbował jeszcze raz". I to jest, moim zdaniem, prawdziwy problem Cimoszewicza. Włodzimierz Cimoszewicz nie jest polityczną płotką i nie jest płotką w ogóle. Nieraz pokazał charakter, a pełniąc różne ważne funkcje państwowe (premiera, ministra sprawiedliwości, ministra spraw zagranicznych, marszałka Sejmu) udowodnił dobre przygotowanie merytoryczne. Ten człowiek ma jednak pewną skazę charakterologiczną, a na imię jej "wyniosłość". Pamiętacie jego oświadczenie z jesieni roku 2005, kiedy pod wpływem oskarżeń Anny Jaruckiej zrezygnował z kandydowania w wyborach prezydenckich? Cimoszewicz był wtedy liczącym się kandydatem, urzędującym marszałkiem Sejmu. Miał niemałą liczbę zwolenników i dobry obyczaj polityczny chciał, aby wskazał tym ludziom jakąś sugestię co do głosowania na któregoś z pozostałych kandydatów. Do tego w polityce zawsze jest tak, że nie mogąc wybrać rozwiązań najlepszych, wybieramy te mniej złe. Jednak Cimoszewicz, przypomnę: wtedy marszałek Sejmu, oświadczył, że nie sugeruje swoim zwolennikom niczego, ponieważ żaden z pozostałych kandydatów nie jest godny urzędu Prezydenta RP. Jeśli tak twierdzi marszałek Sejmu, to równa się to niemal zakwestionowaniu sensu wyborów. Tak żaden odpowiedzialny polityk postąpić nie może. Czemu postąpił tak Cimoszewicz? Zapewne uznał się za ofiarę politycznej manipulacji. Poniosły go emocje. Teraz Cimoszewicz przegrał w rywalizacji o fotel sekretarza generalnego RE z byłym premierem Norwegii Thorbjoernem Jaglandem. Przegrał w głosowaniu w Zgromadzeniu Parlamentarnym, gdzie wcześniej występował jako kandydat i zabiegał o poparcie. Dobry obyczaj wymaga, żeby być obecnym podczas ogłaszania wyników głosowania - czy się wygrało, czy się przegrało. Cimoszewicz napisał wprawdzie kurtuazyjny list, ale ku ogólnemu zaskoczeniu (żeby nie powiedzieć: zdegustowaniu) osobiście się na uroczystości nie pojawił. Dlaczego? Pewnie poczuł się niezasłużenie niedoceniony. I znowu poniosły go emocje. Polityk musi mieć grubą skórę. Polityk w demokracji musi być z zasady egalitarystą, nie wynosić się ponad innych, chociażby i miał do tego podstawy. Jeśli tego brakuje, wszystkie inne zalety nie wystarczą. Roman Graczyk