Najpierw autor miał wiadome kłopoty z wydawcą. Ale w warunkach braku monopolu wydawniczego w końcu zawsze znajdzie się wydawca, który nie ulęknie się Frontu-Połączonych-Sił-Tych-Którzy-Wyznaczają-Miary (FPSTKWM). Tak też było i tym razem - biografię wydał "Świat Książki", bo był gotów zapłacić cenę zmieszania go z błotem przez Władysława Bartoszewskiego (słynna fraza o burdelu) i towarzyskiej niechęci paru innych celebrytów. Nie należy wątpić, że ta towarzyska niechęć przekłada się na sprawy biznesowe. Z drugiej strony wydawnictwo zyskało markę instytucji, która nie poddaje się dyktatowi Frontu. Jak to się biznesowo bilansuje - nie wiem. W każdym razie "Świat Książki" zachował się przyzwoicie, nie przyłączając się do wymagań FPSTKWM, który w tym wypadku - nie bójmy się słów, jak mawiają Tomasz Jaroński z Krzysztofem Wyrzykowskim - okazał się frontem cenzury. Po tej fazie boju o książkę nastąpiła faza druga - lamentu po jej wydaniu. FPSTKWM orzekł, że miary zostały dramatycznie przekroczone. FPSTKWM podawał ton, a wedle tego tonu śpiewał chór postaci mniejszego kalibru - wszystkich tych, którzy z zasady nie mają własnego zdania, ale bardzo chcą je mieć i koniecznie muszą je obwieścić światu. Ci kupują rano organ prasowy FPSTKWM, czytają i potem już wiedzą, jakie słuszne stanowisko zająć w każdej sprawie: także w sprawie warsztatu pisania biografii i tego, co jest, a co nie jest taktowne. Nie wiem, jak Artur Domosławski to znosił (wiadomo, że takie, a nawet dużo łagodniejsze rzeczy źle znosił bohater jego książki), w każdym razie dyskusja, jaka w związku z wydaniem tej biografii przetoczyła się przez media, była - per saldo - pożyteczna. Pożyteczne było ukazanie pełnym głosem racji, jakie stoją za pisaniem bez cenzury o mniej chwalebnych aspektach życia wielkiego pisarza. Pożyteczne było też pęknięcie, które przy tej okazji uwidoczniło się we FPSTKWM. Najbardziej zajadła część Frontu oczywiście kontynuowała oskarżanie Domosławskiego o niskie motywy. To coś, co dla FPSTKWM jest "stałym fragmentem gry": kto się z nami nie zgadza, ten łajdak. Piękne i proste jak piosenka o Nowej Hucie - mieście budującego się komunizmu. Jednym z przejawów tego pęknięcia są pouczające losy Romana Kurkiewicza (polecam rozmowę Roberta Mazurka z Kurkiewiczem, "Rz", 6-7 listopada). Innym przejawem był zamiar usunięcia Domosławskiego z "Gazety Wyborczej", który się nie powiódł. Ciekawe, prawda? No, a w końcu nastąpił werdykt jury Grand Press 2010, o którym z pewnością można powiedzieć, że jest Frontowi nie w smak. Coś się zmienia. No bo przecież, gdyby sprawy miały się tak, jak dotychczas, wrogie siły nie przedostałyby się do tego gremium, a już tym bardziej nie przegłosowałyby nagrody dla pornografa Domosławskiego. Najwyraźniej coś pękło, coś się skończyło. Roman Graczyk