Tymczasem dwa tygodnie później arcybiskup łódzki, Grzegorz Ryś, przewodniczył nabożeństwu pokutnemu dla księży swojej archidiecezji i wygłosił kazanie na ten temat: Jest to wypowiedź przejmująca. Jest w niej wszystko, co powinno już od dawna być w języku kościelnym, a czego tak dotkliwie brakowało. Jest pokora, jest pierwszeństwo dla ofiar, jest przekonanie o współodpowiedzialności ludzi Kościoła, innych niż bezpośredni sprawcy. Jest przeświadczenie, któremu niżej podpisany wielokrotnie i od lat dawał wyraz słowem mówionym i drukowanym, że ten rodzaj przekroczeń norm (w języku kościelnym: grzechów) odziera Kościół z wszelkiego autorytetu, a w szczególności odbiera mu wiarygodność dyskursu o moralności seksualnej. Jest wyznanie: "sprzeniewierzyliśmy się naszemu kapłańskiemu powołaniu". Twarde są to słowa, ale bywają takie sytuacje, kiedy jedynie stanięcie twarzą w twarz z własnym upadkiem (w języku kościelnym: "stanięcie w prawdzie") pozwala zachować choćby strzęp nadziei, że przełamanie kryzysu jest możliwe. Abp Ryś zapowiada "dalszy ciąg", mówi, że sprawa nie jest załatwiona. Ma oczywiście rację i trzeba trzymać kciuki, żeby przynajmniej jemu, w jego archidiecezji się udało. A we Francji mamy nowego przewodniczącego episkopatu, został nim 57-letni arcybiskup Reims, Eric de Moulins-Beaufort. Błyskotliwy ten intelektualista zaledwie 8 miesięcy temu został samodzielnym rządcą diecezji, a teraz przychodzi ten wybór. Eric de Moulins-Beaufort wyróżnił się w ostatnich latach jako energiczny śledczy w kościelnym dochodzeniu w sprawie księdza-psychoterapeuty, który pod pozorem "terapii cielesnej" dopuszczał się nadużyć seksualnych wobec swoich pacjentów. Nowy przewodniczący Episkopatu Francji nie wahał się przekroczyć pewnych utrwalonych sposobów postępowania, które (z takich czy inny powodów) kryły przestępców i nie doceniały głębokości skutków psychologicznych u ofiar tych przestępstw, szczególnie u dzieci. Abp Grzegorz Ryś jest z tego samego pokolenia co abp Eric de Moulins-Beaufort. Są w najlepszym wieku do objęcia najwyższych stanowisk. Arcybiskup Łodzi był już w roku 2005 wymieniany jako poważny kandydat na stanowisko arcybiskupa Krakowa. Tak się nie stało, został parę lat później biskupem pomocniczym w Krakowie, potem arcybiskupem Łodzi. Jeśli zaś mówimy, że na szczytach Kościoła w Polsce brakuje ludzi z prawdziwą charyzmą, no to Grzegorz Ryś jest właśnie takim człowiekiem. Jestem przekonany, że do tej pory Bracia i Siostry Lemingi, którzy to czytają, zgadzają się. Ale muszę ich zmartwić. Abp Ryś jest człowiekiem wierzącym i mającym poczucie sensus catholicus. Inaczej niż wielu kościelnych (i ex-kościelnych) celebrytów, tak fetowanych w mediach mainstream’u, jego celem nie jest rozbrajanie Kościoła. Przeciwnie - jego celem jest wzmocnienie Kościoła. Dlatego, gdyby tak się złożyło, że Duch Święty pokierowałby kościelnymi kadrowymi w taki sposób, że raz wybraliby sensownie i Grzegorz Ryś dostałby jakieś bardzo ważne (nic nie ujmując Łodzi) stanowisko w Kościele, moi Bracia i Siostry Lemingi mieliby tylko krótki moment satysfakcji. Swego czasu taki sam błąd oceny popełnili komuniści, godząc się, by arcybiskupem-metropolitą Krakowa został Karol Wojtyła. Wydawało im się wtedy, że jako zaprzeczenie Wyszyńskiego Wojtyła da się im przeciwko Prymasowi rozgrywać. Gorzko potem żałowali swojej pomyłki. No ale komuniści mieli władzę decyzji, a lemingi tylko władzę powtarzania opinii swoich guru. Tak czy inaczej przewiduję, że po takiej (oby się stała!) nominacji lemingi też będą gorzko żałować. Czego Kościołowi, Arcybiskupowi, PT Lemingom i sobie życzę. Roman Graczyk