Robert Biedroń jest homoseksualistą. Ja, z moimi pruderyjnymi w tej materii poglądami, powinienem być ostatnim, który mówi o orientacji seksualnej posła. Cóż jednak zrobić, skoro sam Biedroń wybrał taki sposób radzenia sobie ze swoją tożsamością seksualną, który polega na rozgłaszaniu jej wszem i wobec. Spotyka się dwóch ludzi na imprezie u wspólnego znajomego, pierwszy mówi: -Cześć, jestem Franek, dentysta. A drugi na to: - Cześć, jestem Tomek, gej. Poseł Biedroń wybrał sposób Tomka. Ja, z moimi pruderyjnymi poglądami, uważam ten sposób autoprezentacji za głupi i niesmaczny. Ale wiem, że ta ostentacja może ich niekiedy słono kosztować. To się właśnie przydarzyło posłowi Biedroniowi w miniony wtorek w Sejmie. Gdyby nie ostentacja, z jaką poseł Biedroń ukazuje swoje seksualne upodobanie do mężczyzn, zapewne nie doszłoby na sali sejmowej to tej przykrej i też niesmacznej reakcji na jego przemówienie. Biedroń - przypomnijmy - odnosił się do zarzutów postawionych wcześniej Wandzie Nowickiej, kandydatce Ruchu Palikota na stanowisko wicemarszałka Sejmu. Gdy wypowiedział słowa "to są argumenty poniżej pasa", Wysoka Izba gremialnie się zaśmiała, czy też raczej wydała z siebie rubaszno-knajacki rechot. Dla kogoś, kto poprawnie posługuje się językiem polskim, było oczywiste, że w słowach Biedronia nie ma żadnej aluzji. Sformułowanie "argument poniżej pasa" oznacza po prostu argument niestosowny czy nieuczciwy i tyle. Jak powiadam, gdyby nie wcześniejsze występy Roberta Biedronia, być może nie zinterpretowano by tak słów posła Biedronia. O tyle więc Biedroń zapłacił tu za swoją wcześniejszą ostentację. Ale to przecież nie kończy sprawy. Zastanówmy się bowiem: nawet gdyby przyjąć, że słowami o argumentach poniżej pasa poseł czynił aluzję do sfery erotycznej, to co z tego? Wyobraźmy sobie, że z trybuny przemawia jakiś znany sejmowy Casanova, na przykład poseł Kaczmarek (znany wcześniej jako agent Tomek) i w jakiś sposób aluzyjnie nawiązuje do swoich dokonań na tym polu. Jaka byłaby wtedy reakcja Wysokiej Izby? Idę o zakład, że nie byłby to lubieżny rechot, jak to się stało w przypadku Biedronia, lecz raczej jakiś szmer podziwu i uznania: no, ten to przynajmniej potrafi. Otóż ja z moimi pruderyjnymi poglądami uważam, że wysuwanie w debacie publicznej argumentu własnej seksualności - jaka by nie była - jest niestosowne i niesmaczne. Epatowanie homoseksualizmem nie jest bardziej niestosowne ani bardziej niesmaczne niż epatowanie heteroseksualizmem. To jest (czy raczej, w naszych chorych czasach, trzeba powiedzieć: powinna być) sfera tabu. Poseł Biedroń zapłacił (choć to było nie a' propos tego, co mówił) za epatowanie swoją orientacją seksualną. Ale Szanowne Panie Posłanki i Szanowni Panowie Posłowie pokazali na tym tle żywiołowo i autentycznie cały swój prymitywizm. Takich mamy reprezentantów. Roman Graczyk