Jest to film o korporacji Amway - światowym potentacie sprzedaży bezpośredniej, a w szczególności o metodach otumaniania potencjalnych klientów przez sprzedawców, zaś samych sprzedawców - przez firmę Amway. Jest to film, który opisuje tę fachowo robioną manipulację (manipulację zbudowaną na fałszywej świadomości, w czym przypomina np. indoktrynację komunistyczną, chociaż stanowi "bazę" ideologiczną kapitalizmu). Nie jest to prosty reportaż, lecz film z odautorskim komentarzem reżysera, czego wyrazem jest np. obraz szczurów bezładnie biegających po taśmie filmowej. No i co ja - mając podobną sprawę w sądzie - mogę o tym myśleć? Czy byt kształtuje świadomość, jak powiadał Marks? Nie do końca, bo kibicowałem Dederce już 15 lat temu i później. Twierdzę więc, że nawet gdybym sam nie był pozwany w procesie o ochronę dóbr osobistych, uważałbym, że nikomu nic do tego, jak Henryk Dederko ocenia zjawisko sprzedaży bezpośredniej w ogóle, i jak w szczególności ocenia Amway'a. I że nikomu nic do tego, jak Dederko chce ten swój pogląd artystycznie skomentować. Po prostu: wara wszystkim! Z Amwayem włącznie, a może szczególnie z Amwayem. Chyba że film zawiera nieprawdę. Przedwczorajszy wyrok wskazuje jeden taki moment - i w tym zakresie Dederce nie wolno tych informacji rozpowszechniać - to, co do zasady, nie budzi moich zastrzeżeń. Co do reszty, powtarzam: wara! Owszem, dobra osobiste podlegają ochronie, tyle że po 1989 roku dobra te stały się batem na wolność słowa - nic mniej. Np. córka Lecha Wałęsy pozwała krakowskie wydawnictwo Arcana z tytułu jej rzekomo nadwątlonego prawa do szacunku dla ojca. Ów szacunek miał zostać nadwątlony przez to, że wydawnictwo opublikowało biografię Wałęsy, w której znalazła się fotokopia dokumentu SB mówiącego o zarejestrowaniu Lecha Wałęsy jako tajnego współpracownika pseudonim "Bolek". Czy taki dokument istnieje? - tak. Czy biograf Lecha Wałęsy mógłby taki dokument zlekceważyć? - nie. Czy wydawca biografii mógłby, nie narażając się na zarzut manipulowania historią, taki dokument ocenzurować? - nie. Inaczej mówiąc, sąd miał do rozstrzygnięcia następującą kwestię: czy profesjonalnie poprawne zachowanie wydawcy rzeczywiście narusza dobro osobiste córki, to znaczy, czy wskutek tej publikacji jej prawo do szacunku ojca rzeczywiście ulega ograniczeniu? Sąd w tym przypadku orzekł, że dobro osobiste nie zostało naruszone. I Bogu dzięki. Podobnie w przypadku przedwczorajszego wyroku w sprawie filmu Dederki. Ale to nie kończy sprawy Dederki i nie kończy problemu w ogóle. Dederko dalej nie może rozpowszechniać swojego filmu, ponieważ ciąży na nim inny wyrok. Ale i więcej: niezależnie od tego jednostkowego (chociaż bardzo ważnego) przypadku pozostaje problem systemowy. Po pierwsze, tzw. zabezpieczenie powództwa to nic innego jak forma cenzury - należy ten przepis znieść, a co najmniej gruntownie ograniczyć. W obecnym stanie prawa wystarczy pozew o ochronę dóbr osobistych pod najzupełniej wydumanym pretekstem i można zarazem domagać się owego "zabezpieczenia", co oznacza, że do czasu rozstrzygnięcia sporu utwór, który jest przedmiotem sporu, nie może być publikowany. Przypomnijmy, że spór sadowy o film Dedreki toczy się od 15 lat. Po drugie, samo rozumienie dóbr osobistych doszło do absurdu. Jeśli, jak w przypadku omawianego sporu o biografię Wałęsy, córka zaczyna mniej szanować ojca, to znaczy, że opublikowany materiał ocenia ona jako prawdziwy (w jaki to sposób fałszywe oskarżenia mogłyby pomniejszać nasz szacunek dla osoby pomówionej?), a to by znaczyło, że istnieje powód, żeby ewentualnie ojca mniej szanować. Więc w jakim celu składa pozew? Czy rzeczywiście broni swoich praw? To jest problem stosowania prawa. Wobec fali tego typu powództw przeciwko pisarzom, dziennikarzom czy filmowcom, problem jest naprawdę poważny. Moim zdaniem, w takich przypadkach sądy powinny odmawiać rozpoznawania sprawy. Ale polskie prawo na to nie zezwala. Może trzeba w tym punkcie zmienić procedurę cywilną? A może warto zastanowić się nad innym, bardziej precyzyjnym zdefiniowaniem praw osobistych? Jeśli bowiem obecna sytuacja się nie zmieni, to mimo przytomnych (jak w przypadku ostatniego wyroku w sprawie Dederki) orzeczeń sądów, autorzy i wydawcy będą nadal zastraszani. Wolność słowa stoi wyżej niż tak rozumiane dobra osobiste. Jeśli tego - jako państwo - nie dopilnujemy, dyskurs publiczny będzie się nadal degenerował. My, jako społeczeństwo, będziemy się nadal degenerować. Czego Wam, na Boże Narodzenie, nie życzę. Roman Graczyk