Zabieram głos w "sprawie księdza Bonieckiego" jeszcze raz, ponieważ przebieg wydarzeń wydaje się potwierdzać moje wczesne intuicje. Wydawało mi się już dość dawno temu, że jedną z ważniejszych przyczyn konfliktu jest niezdolność Księdza Adama do zdystansowania się wobec niektórych swoich obrońców - tych, którzy w tej sprawie kręcą własne lody. Powiedziałem to publicznie w "Super Expressie" 10 listopada, a potem, spotkawszy przypadkowo w Warszawie Adama Bonieckiego, powiedziałem mu prywatnie to samo, może jeszcze bardziej dobitnie. Mówiłem, odwołując się do pojęcia interesu Kościoła, że część jego obrońców kompletnie na ten interes nie zważa, mimo że go deklaratywnie głosi, że to jest pułapka, i że - moim zdaniem - powinien się jej strzec. Znam zbyt dobrze ks. Bonieckiego, żeby choć przez chwilę przypuszczać, że weźmie sobie moją radę do serca, niestety. Mogłem więc być pewny, znając nasze publiczne obyczaje i rolę mediów, które raczej zagrzewają do sporów niż je opisują, że prędzej czy później dojdzie do jakiejś mniejszej czy większej katastrofy. Mamy właśnie katastrofę mniejszą, polegająca na tym, że były generał marianów nie odciął się jednoznacznie od akcji hakerów spamujących konta mailowe jego zgromadzenia. Możliwe są różne wersje wtorkowej rozmowy ks. Bonieckiego z TVP Info, ale to, że redaktor-senior "TP" nie powiedział hakerom prostego księżowskiego "precz!", nie ulega wątpliwości (zob. wymianę oświadczeń na stronie "Tygodnika Powszechnego"). Każdy na tym łez padole ma jakieś wady. Adam Boniecki ma - moim zdaniem - taką, że nie jest odporny na pochwały. Albo precyzyjniej: nie jest wystarczająco odporny, zważywszy na rolę publiczną, jaką odgrywa. Było zatem co najmniej grzechem zaniedbania jego kolegów z redakcji "Tygodnika", że nie uświadomili mu całej dwuznaczności sytuacji , w jaką się wdał już po zakazie wypowiedzi. W gruncie rzeczy było coś więcej: koledzy z redakcji "TP" żerowali na tej sytuacji, próbując dzięki "sprawie Bonieckiego" windować sprzedaż. Dostrzegania tej słabości Bonieckiego nie należy mylić ze sprzyjaniem cenzurowaniu Bonieckiego przez jego zgromadzenie. Podobnie jak krytyki Kościoła za sposób jego obecności w III RP nie należy mylić z chęcią zamknięcia go w katakumbach. Co do mnie, proszę mnie nie mylić ani z ks. Naumowiczem, mimo że spieram się z Adamem Bonieckim, ani z Palikotem, mimo że nie uważam, iżby Sejm był odpowiednim miejscem dla krzyża. Polska stała się krajem wykluczających się podziałów albo- albo. Duszno tu. Roman Graczyk