Mieszkam w małej podkrakowskiej wsi. Dwa razy w roku - około 3 maja i około 11 listopada - powtarza się tam co roku podobna sytuacja. Tylko garstka mieszkańców uważa za stosowne w ten sposób zamanifestować swoje przywiązanie do Państwa Polskiego. Reszta pozostaje obojętna i nie widać - a mieszkam tam już prawie 10 lat - żeby ta sytuacja się poprawiała z upływem czasu. Z góry można przed świętem powiedzieć, na którym domu flaga zawiśnie. Jest to tym łatwiejsze, że tych domów jest naprawdę niewiele. Trochę tylko upraszczając, można rzec, że ten zwyczaj kultywują ludzie przyjezdni (zresztą dalece nie wszyscy) oraz strażacy. Ci drudzy jednak wywieszają flagę na remizie z urzędu, jako przedstawiciele ważnej w każdej wsi instytucji . Przyjezdni zaś to ci, którzy osiedlili się w naszej wiosce po roku 1989, pochodzą przeważnie z Krakowa i nikt im nie każe czynić takiej manifestacji. Robią to więc całkowicie suwerennie. Jak co roku z okazji Święta 11 Listopada w całej Polsce odbyło się wiele okolicznościowych imprez. Wzięło w nich udział sporo osób, chociaż trzeba dodać, że takie spotkania, jak np. warszawski Bieg Niepodległości, miały charakter bardziej ludyczny niż patriotyczny. To nie zarzut - dobrze nawet, że Święto Niepodległości jest w ten sposób kojarzone z życiem, a nie tylko z kultem bohaterów, którzy polegli za Polskę. Kiedy jednak szedłem wczoraj po mojej zalanej deszczem wiosce i tylko na bardzo nielicznych domach dostrzegałem przemoknięte polskie flagi, miałem wrażenie, że wyniki sondaży, wedle których ogromna większość Polaków deklaruje przywiązanie do symboli narodowych, zwyczajnie kłamią. Polacy niezupełnie oduczyli się charakterystycznej dla czasów komunistycznych podwójności zachowań: kim innym jestem prywatnie, kim innym się deklaruję publicznie. Dawniej władza oczekiwała pewnych zachowań, wiec się je deklarowało, niekoniecznie je wypełniając. Dzisiaj władza (na szczęście) abdykowała z takich roszczeń. Ale w przekonaniu wielu Polaków, albo tak się nie stało do końca, albo pewnych zachowań wymaga opinia publiczna, co na jedno wychodzi. Jeśli więc ankieter pyta nas, czy jesteśmy przywiązani do symboli narodowych, to niezależnie od tego, jak jest naprawdę, na wszelki wypadek lepiej odpowiedzieć, że jesteśmy przywiązani. Bo tak wypada. Podobnie jak wypada głosować raczej na PO niż na PiS - stąd pewna sondażowa nadwyżka PO i pewien sondażowy deficyt PiS w stosunku do rzeczywistych wyników. Wracam do mojej wsi i flag narodowych na 11 Listopada. Nie ma sensu piętnować czy zawstydzać tych, którzy - w moje wiosce i w całej Polsce - flag nie wywieszają. Zresztą nie da się piętnować ani zawstydzać zdecydowanej większości. Nie wchodząc w zróżnicowane powody takiej postawy, powiedzmy krótko, sprowadzając rzecz do wspólnego mianownika: Polacy w roku 2009 w większości nie czują dumy z tego, że Polska jest niepodległa. Jeśli tak jest, to jest bardzo źle. Naród, który takiej dumy nie odczuwa, ma małe widoki na to, aby jako naród przetrwać. Nie chodzi przecież o to, żeby zamykać oczy na wszelkie defekty naszego państwa - a jest ich bardzo wiele. Czym innym jest apologia państwa, czym innym duma z faktu, że się je w ogóle posiada. Przed rokiem 1989 należałem do tych, którzy mówili, że mogą żyć o chlebie i wodzie, byle tylko tę komunę szlag trafił. Stało się tak, że komunę szlag trafił. Nie jest lekko, ale nie żyję przecież o chlebie i wodzie. Zatem wywieszam flagę i nie marudzę 11 listopada oraz 3 maja. Na marudzenie pozostaje jeszcze 363 dni w roku. Roman Graczyk