- Te i inne zwyczaje odchodzą niestety w zapomnienie - uważa nadkustosz Iwona Świętosławska z łódzkiego Muzeum Archeologiczno-Etnograficznego. Według Świętosławskiej dawniej w Polsce środkowej wróżono sobie w wigilię, jaki będzie urodzaj. Jeżeli niebo było gwiaździste, wówczas można było spodziewać się dużej ilości jajek. Po przełamaniu się opłatkiem w tym regionie kraju, nikt poza gospodynią, nie wstawał od stołu. - Zdarzało się, że uczestnicy wieczerzy wigilijnej nie mogli nawet odłożyć łyżki na bok. Musieli ją trzymać cały czas w ręku - opowiadała nadkustosz. Zanim pod obrusy trafiło siano, na podłogę kładziono słomę. W niektórych częściach Polski środkowej na stole pojawiała się nieparzysta liczba potraw. W bardziej ubogich domach było to tylko pięć potraw. Wcześniej zamiast zupy grzybowej, jedzono zupę z siemienia lnianego. Z ryb jedzono śledzie, bo były najtańsze. Do stołu siadano parzyście. Każdy musiał mieć kogoś do pary, żeby w następnym roku nikogo nie zabrakło. Łamiąc się opłatkiem, wyrażało się nadzieję, że podczas kolejnej wigilii znowu wszyscy się spotkają. Jednym z ważnych elementów świąt bożonarodzeniowych była choinka. Przyjęła się ona na początku XX w. W Polsce środkowej wcześniej pojawiły się tzw. podłażniczki, czyli choineczki podwieszane pod sufitem. Drzewko było dekorowane m.in. jabłkami, piernikami, cukierkami oraz zbożem. W Łodzi choinki najszybciej znalazły się w domach protestanckich - głównie u ludzi zamożnych. Zobacz nasz świąteczny raport: "Hej kolęda, kolęda..."