Fragmenty: 16 lutego 2010 Śmierć powadze chwiliJesienią na raka płuc zmarł mój teść. To dzięki niemu jestem w hospicjum, dzięki niemu oswoiłam strach, a słowo stało się ciałem. Swoją drogą z ojcem stało się odwrotnie. Kilka dni po pogrzebie taty wchodzę do pokoju, a tam, na podłodze, leży synek. Przykryty dużą plastikową pokrywą od pojemnika na klocki, tylko nogi wystają. Dookoła małe ogrodowe lampki. I ani drgnie. - Co to jest, Bartusiu? - pytam ze ściśniętym gardłem. - Jak to co, mamo? - odpowiada spod plastikowej pokrywy lekko stłumiony, dziecięcy głosik. - Solarium. 8 lipca 2010 In medias resOla, trzydzieści cztery lata, mama siedmioletniej Alicji.Jeszcze trzy miesiące temu była zdrowa, dziś umiera na czerniaka. Przerzuty wszędzie - wątroba, płuca, mózg. Zaczęło się od plamki, którą przyrumieniło słońce.Ola jest teraz w piątym miesiącu ciąży. W brzuchu mieszka dziewczynka, która umrze wraz z mamą. Dotykam jej nagiego brzucha otwartą dłonią. Więcej pytań nie mam. 25 grudnia 2010 Wigilia Błyszczące umywalki, miarowy szum muszli klozetowych i lodówek, czysta podłoga. Z pokoju pielęgniarek snuje się muzyka - tak cicha, że przezroczysta. Gdy stoi się na wewnętrznym tarasie, słychać echo telewizora. Pani portierka leniwie sączy kawę z mlekiem, opróżnia bombonierkę. Niemal słyszę, jak stukają klawisze telefonu od świątecznych SMS-ów. Ryby hipnotycznym ruchem pływają w jeziorku, właściwie niczym już nie różniąc się od pobliskich roślin. Choinki nagrzane od lampek, kwiaty podlane, tabletki podane. Sen, brak snu może, trawienie, zmęczenie, trwanie i czekanie. Wigilia, ciche preludium. Za przymkniętymi skrzydłami drzwi domykają się powieki. Niektóre na amen, inne tylko na sen dobry. W klepsydrach okien sypią się ziarenka puchu. Tworzy się biała kołdra. Świąteczna, świeża. Szczelnie okrywa zbolałe ciała - cienkie już jak opłatki. Kto komu narodzi się tej nocy? Kto przyjdzie i na jaki świat? 9 sierpnia 2011 SMS Minęło dziesięć miesięcy od Twojej śmierci, Marku. W telefonie jednak wciąż mam Twój numer - forma mikro-buntu, zasuszony liść z drzewa, po którym zostały korzenie. Szczęśliwie nie tylko ja zbieram liście. Wczoraj dostałam wiadomość z zaświatów: zdjęcie nowo narodzonego dziecka i podpis: "Mały Marek". Na świat przyszedł chłopiec. Dziecko - niespodzianka, poczęte chwilę po Twoim odejściu. Masz pierwszego wnuka, Marku. Pocieszyciela strapionych. Całego zrodzonego z tęsknoty. 28 września 2011 Pogrzeby Pamiętam drobiazgi. Prochy babci Kingi wiózł Elvis. Nie żartuję - biała, amerykańska limuzyna miała taką rejestrację. Kowbojski kapelusz na trumnie teścia, sterczący niczym okazały borowik. Zalaminowana laurka dla przyszywanego dziadka Miecia od synka. Przywieziony z Chorwacji kamyk, który spoczął w ostatniej kieszeni Marka. Zimny mikrofon, który ściskałam na pogrzebie cioci, aż zbielały mi palce. Piasek z lekkością śniegu sypiący się na trumnę córeczki. Dziś również drobiazg: szare obcasy mamy pięcioletniej Patrycji. Bezczelnie proste pod bezradnie uginającymi się, drżącymi kolanami. Nieśmiertelne. 7 kwietnia 2012 Wielka SobotaDwa obrazki. Maszerujemy z synkiem święcić tradycję. Chorągiewki machają z koszyczków. Wiatr i woda. Amen. Potem, w kościele, kolejka z dzieciństwa. Na ladzie Jezus-miniaturka. Na wznak. I biała chustka, co ściera ślinę, bakterie, nas. Każdy tyka miarowo. Tik tak; dwa kroki do przodu, klęk, pocałunek, chusteczka, refleksja do pięciu i w bok. Następny, następny. Stajemy i my. Dotykam stóp. Ukrzyżowane, zimne, znieczulone plastikiem. Kurtyna. Na OIOM-ie leży się nago. Tylko białe prześcieradło - taka tradycja. Ponad głową gwiazdozbiór żółtych, zielonych, pomarańczowych diod. Orkiestra gra. Respirator wchodzi basem. Zaprogramowana kolejność maszyn - na te zawsze można liczyć. Co pół godziny dołącza ciśnieniomierz; pompuje, pompuje i puszcza. Wyciszająca pewność rzeczy - ostatecznie. J.Ch. tym razem wymiarowy. Stopy złożone jedna na drugą. Dotykam ich na koniec. Ciepłe. Nagle dwa obrazy się łączą. Dobitnie. Parawan.