Jak informowały wczoraj Wirtualne Media, wydawca periodyku, Michał M. Lisiecki, powierzył Wróblewskiemu "zadanie wzmocnienia wizerunku "Wprost" jako najbardziej opiniotwórczego polskiego tygodnika oraz promotora przedsiębiorczości i liberalizmu gospodarczego, co zawsze było jednym z fundamentów linii redakcyjnej tygodnika". Lisiecki zapewnił też, że zmiana na stanowisku redaktora naczelnego nie pociągnie za sobą zwolnień w redakcji i zmiany strategii pisma. Obiecał też, że wciąż będzie zapewniał pomoc prawną Latkowskiemu i innym dziennikarzom w sprawach, dotyczących artykułów publikowanych w tygodniku "Wprost". Jednak dziennikarze tygodnika nie kryją zaniepokojenia zmianą swojego przełożonego. Wczoraj po południu zdecydowali się wspólnie skierować w tej sprawie pismo do wydawcy "Wprost". Jak wynika z dokumentu, opublikowanego na stronie wirtualnemedia.pl, zwracają w nim uwagę, że zmiana na stanowisku naczelnego "Wprost" zbiegła się w czasie z wyjściem na światło dzienne akt tzw. afery podsłuchowej (która rozpoczęła się w czerwcu ub.r. po publikacjach tygodnika), m.in. dokumentu dotyczącego spotkania Lisieckiego z funkcjonariuszami ABW. <a href="https://wydarzenia.interia.pl/raport-tasmy-wprost/" target="_blank">Zobacz nasz RAPORT SPECJALNY: AFERA PODSŁUCHOWA</a> - Treść tej notatki poddaje w wątpliwość wspólną linię redakcji i wydawnictwa dotyczącą tamtych, wstrząsających dla wszystkich dni - zaznaczają dziennikarze. - Oczekiwalibyśmy odniesienia się przez Pana Prezesa do tej sytuacji i odpowiedzi na pytanie, czy te dwie sprawy są ze sobą związane - dodają. Przypomnijmy, że w zeszłym roku na łamach tygodnika "Wprost" opublikowano serię tekstów, ujawniających treść nagrań podsłuchanych rozmów czołowych polskich polityków i biznesmenów, m.in. ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza i prezesa NBP Marka Belki, a także byłego ministra transportu Sławomira Nowaka i byłego wiceministra finansów Andrzeja Parafianowicza. Po pierwszej publikacji w siedzibie redakcji pojawili się funkcjonariusze ABW i próbowali odebrać Latkowskiemu, ówczesnemu redaktorowi naczelnemu, komputer. Niedawny cykl o mobbingu w pracy doprowadził do odejścia Kamila Durczoka ze stacji TVN. Zobacz też: <a href="https://wydarzenia.interia.pl/polska/news-kamil-durczok-pozwie-tygodnik-wprost,nId,1681192" target="_blank">Kamil Durczok pozwie "Wprost"</a> Jak przypomina "Press", Tomasz Wróblewski jest czwartym naczelnym "Wprost", od kiedy wydawcą pisma jest Michał M. Lisiecki. "Chciałbym się spotkać z kimś z ABW. Mam ważne informacje" Portal niezalezna.pl podaje treść notatki notatki, dotyczącej spotkania Lisieckiego z przedstawicielem ABW, a której piszą dziennikarze "Wprost" w liście do wydawcy gazety. Według portalu zaczyna się ona słowami: "W dniu 2 lipca 2014 r. na mój telefon służbowy skontaktował się z numeru telefonu [...] mężczyzna przedstawiający się jako Michał Lisiecki - założyciel i udziałowiec Platformy Medialnej Point Group - wydawcy tygodnika "Wprost". Rozmówca wskazał, iż chciałby spotkać się "nieformalnie" z kimś z ABW albowiem posiada istotne informacje związane z tzw. aferą podsłuchową". Funkcjonariuszka Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego miała sporządzić tę notatkę 3 lipca 2014 roku, w związku z prowadzonym przez Prokuraturę Okręgową Warszawa-Praga śledztwem ws. nielegalnych podsłuchów. Jak podaje niezalezna.pl, Lisicki potwierdził, że do spotkania z funkcjonariuszami ABW doszło, a on sam przekazał im egzemplarze gazety zanim ukazały się w kioskach. Zrobił to "na publiczną prośbę premiera Donalda Tuska".Jak wynika z notatki funkcjonariuszki ABW, Lisiecki odniósł się do wydarzeń jakie miały miejsce w siedzibie redakcji "Wprost". "Odnosząc się do czynności realizowanych przez Prokuraturę i ABW w redakcji tygodnika "Wprost" zaznaczył, iż w jego ocenie działania te były niepotrzebne, albowiem zarówno on, jak też Sylwester Latkowski dostarczyliby wszystkie materiały, o które prosiliby śledczy. Oczywiście nie obwinia funkcjonariuszy ABW, których zachowania ocenia jako profesjonalne (w szczególności w odniesieniu do czynności związanych z żądaniem wydania rzeczy)" - wynika z dokumentu.