W podobnym - ci, którzy od lat co tydzień biernie zrzucają się z własnych podatków na to, aby niektórzy sąsiedzi nie musieli zrywać się o świcie do pracy i mogli żyć z zapomóg na niekończącej się łasce królowej. Reakcje samych pobierających zasiłki są zupełnie z innej bajki. Akurat to nie dziwi, bo tylko szaleniec odtrącałby rękę, która go karmi. Jest niezaprzeczalnym, iż duży odsetek osób pobierających zasiłki faktycznie ich potrzebuje. Nikt nie ma wątpliwości, iż samotne matki czy niepełnosprawni nie bez powodu otrzymują pomoc od państwa. Kiedy jednak wychodzą na światło dzienne informacje o tym, iż ponad siedem milionów obywateli - włączając prawie dwa miliony dzieci - żyje w domach, w których nikt nie pracuje, lampka zapala się na czerwono. Jak na ironię, doniesienia o pieniądzach trafiających do osób, które nie powinny ich pobierać, zdają się nie mieć końca. Jakby nie patrzeć, miliony mieszkańców Wysp nie trapią się o etatowe zajęcia. Nie chodzi przy tym tylko o tych rodowitych, ale o i imigrantów, bo jak wynika ze statystyk, duży odsetek domów, w których nikt nie pracuje, stanowią te zamieszkiwane na przykład przez Chińczyków. Sprawy nie ułatwia to, iż informacje o korzystających z pomocy państwa obywatelach zbiegają się w czasie z doniesieniami o absolwentach uczelni wyższych. Według Organizacji Ekonomicznej Współpracy i Rozwoju, pod względem odsetka studentów UK zostaje w tyle nie tylko za Polską, ale i Portugalią czy Finlandią. Miejsce Wielkiej Brytanii w rankingu pogarsza się z czasem. Zmniejszeniu liczy osób pobierających na Wyspach zasiłki to nie pomoże. Rządowy projekt cięć w benefitach jest szczytny, ale daleki od spełnienia. Ukrócenie rozdawania na prawo i lewo zasiłków jest potężnym i żmudnym wyzwaniem, bo niesie za sobą nie tylko zmiany legislacyjne. Obejmuje też - co w wielu wypadkach już praktycznie niewykonalne - zmianę mentalności i nawyków obywateli, przyzwyczajonych do swobodnego życia bez pracy. Zjednoczone Królestwo Beneficiarzy, jak ironicznie nazywa się Wyspy, nie da łatwo przeprowadzić na siebie zamachu i protestować będzie zapewne do ostatniego benefitu. Zbyt urosło w siły, aby dało się obalić kilkoma podpisami pod zmianami przysługujących im świadczeń. Agnieszka Bielamowicz