Zgodnie z prawem, po wpłynięciu zawiadomienia prokuratura podejmuje postępowanie sprawdzające, które po 30 dniach kończy się albo decyzją o wszczęciu śledztwa, albo odmową tego. - W uzasadnieniu zawiadomienia wykazujemy, iż jest duże prawdopodobieństwo, iż pan premier mógł dopuścić się przestępstwa kryminalnego, tzn. nie zawiadomił niezwłocznie organów ścigania o podejrzeniu popełnienia przestępstwa korupcyjnego, wielkiej korupcji, mimo że taki obowiązek na nim ciążył jako na funkcjonariuszu publicznym - powiedział dziennikarzom. Art. 304 kodeksu postępowania karnego stanowi, że "każdy dowiedziawszy się o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu ma społeczny obowiązek zawiadomić o tym prokuratora lub policję". Według ustępu drugiego, "instytucje państwowe i samorządowe, które w związku ze swą działalnością dowiedziały się o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu, są obowiązane niezwłocznie zawiadomić o tym prokuratora lub policję". Art. 240 kodeksu karnego stanowi zarazem, że karze do 3 lat więzienia podlega tylko ten, kto nie "zawiadamia niezwłocznie" organów ścigania jedynie o takich zbrodniach, jak: ludobójstwo, próba obalenia władz RP, szpiegostwo przeciw RP, zamach na głowę państwa, atak na obiekt strategiczny, zabójstwo, zamach terrorystyczny, porwanie (spis ten nie obejmuje żadnych innych przestępstw, o których niepowiadomienie byłoby karalne). Według kk, nie popełnia przestępstwa ten, kto "zaniechał zawiadomienia, mając dostateczną podstawę do przypuszczenia", że organa ścigania wiedzą o danym czynie. W pierwszych dniach lipca trójmiejski biznesmen Sławomir Julke zawiadomił prokuraturę, że w marcu tego roku prezydent Sopotu Jacek Karnowski zażądał od niego łapówki w postaci dwóch mieszkań za pomoc w uzyskaniu zgody na dobudowanie piętra na jednej z sopockich kamienic. Julke na dzień przed powiadomieniem prokuratury miał opowiedzieć o sprawie premierowi. O zamiarze zawiadomienia prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez Tuska PiS poinformował we wtorek na konferencji prasowej w Sejmie. Zdaniem polityków tej partii, Tusk "przez wiele dni" zatajał wiedzę o propozycji korupcyjnej złożonej przez Karnowskiego. Politycy PiS, posiłkując się slajdami, dowodzili, że mimo iż Donald Tusk przez około tydzień wiedział o propozycji korupcyjnej Karnowskiego, to przyspieszenie działań organów ścigania w tej sprawie nastąpiło dopiero po publikacji prasowej na ten temat. Zdaniem Ziobry, "wiele wskazuje, iż pan Donald Tusk, podobnie jak minister sprawiedliwości pan Zbigniew Ćwiąkalski, wyznają podwójne standardy moralne". - Z jednej strony mówią o ściganiu korupcji i zdecydowanej walce z przestępczością korupcyjną, ale z drugiej przez kilka dobrych dni - do czasu aż sprawa nie została ujawniona i upubliczniona przez media, konkretnie "Rzeczpospolitą" - nic tak naprawdę, jeśli sprawie się przyglądnąć, w tej sprawie się nie działo - podkreślił Ziobro. Jak dodał, poza informacjami, które przedstawia w tym zawiadomieniu "posiadamy również wiedzę, którą podzielimy się już w trakcie postępowania". Według niego, wynika z niej, że "nikt w prokuraturze w Gdańsku nie zasięgał informacji na temat tego, czy zawiadomienie zostało złożone". Jego zdaniem, gdyby okazało się, że nikt nie zasięgał takiej informacji, "tym samym pan premier Donald Tusk nie mógł uzyskać wiedzy na ten temat u pana ministra Ćwiąkalskiego zaraz po tym zdarzeniu, czyli cała historia przez obu panów jest zmyślona". Według posła PiS, jest to kolejny, po tzw. aferze Rywina, przypadek, który "pokazuje na ten sam mechanizm próby - wiele wskazuje, jest takie podejrzenie - ochrony korupcji na szczeblach władzy przez urzędującego premiera". - Bo, jeśli nie podjął natychmiastowych działań tzn. że wpisywał się właśnie w ochronę ludzi, którzy korupcją się posługują, albo mogą się posługiwać - zaznaczył. Ziobro ocenił, że premier jest bardzo mało wiarygodny, kiedy mówi o swojej zdecydowanej postawie walki z korupcją w sytuacji, kiedy dowiedział się o poważnej korupcyjnej aferze w niedzielę wieczorem, "a do piątku w tej sprawie nic się nie działo". Według posła PiS, minister Ćwiąkalski "kłamał, twierdząc, że sprawą zajmowała się prokuratura rejonowa w Gdyni. - Bo nie w Gdyni, tylko w Sopocie - zauważył. - Kłamał, kiedy mówił, że dwa dni po złożeniu zawiadomienia sprawę przejęła prokuratura krajowa, bo przejęła blisko tydzień po złożeniu zawiadomienia - podkreślił Ziobro. Resort sprawiedliwości nazwał te zarzuty bezpodstawnymi. Podał, że Julke poinformował Tuska o zamiarze złożenia zawiadomienia o przestępstwie Karnowskiego 6 lipca w godzinach wieczornych. 7 lipca w godzinach popołudniowych minister Jacek Cichocki na polecenie premiera zwrócił się do ministra sprawiedliwości o sprawdzenie czy zawiadomienie złożono w gdańskiej prokuraturze. 8 lipca minister sprawiedliwości zwrócił się do swego doradcy ds. prokuratury o zweryfikowanie informacji o zawiadomieniu. Kilkanaście minut później Prokurator Apelacyjny w Gdańsku poinformował doradcę ministra o złożeniu zawiadomienia przez Julke. Informację tę niezwłocznie przekazano premierowi. Według resortu, zawiadomienie złożono w biurze podawczym Prokuratury Rejonowej w Sopocie 8 lipca. Tego samego dnia do zawiadamiającego wysłano wezwanie stawiennictwa w sopockiej Prokuraturze Rejonowej na 18 lipca 2008 r. W dniach 8-11 lipca, z uwagi na charakter sprawy i osobę, której dotyczyło zawiadomienie, podjęto próby skontaktowania się z Julke, w celu przyspieszenia terminu przesłuchania. Działania te utrudnione były ze względu na fakt, iż zawiadamiający podał prokuraturze w piśmie adres, pod którym nie mieszka - podał resort. 12 lipca Prokurator Okręgowy w Gdańsku podjął decyzję o przejęciu sprawy przez wydział śledczy gdańskiej Prokuratury Okręgowej. Tego samego dnia Julke stawił się w Prokuraturze Rejonowej w Sopocie i został przesłuchany jako zawiadamiający. W trakcie przesłuchania Julke zaznaczył, że szczegółowe zeznania złoży 14 lipca, w obecności pełnomocnika i wtedy też złoży oryginalne nagrania z 19 marca. 14 lipca, czyli dwa dni po pierwszej czynności procesowej, sprawę przejęło biuro ds. przestępczości zorganizowanej Prokuratury Krajowej wydział zamiejscowy w Gdańsku z siedzibą w Sopocie, gdzie tego samego dnia kontynuowano przesłuchanie Julke - podało ministerstwo. Po wybuchu "afery Rywina" pod koniec 2002 r. część mediów i polityków zarzucała ówczesnemu premierowi Leszkowi Millerowi (SLD), że nie powiadomił prokuratury o przestępstwie Rywina - od razu po konfrontacji w swym gabinecie z lipca 2002 r. między Rywinem i naczelnym "Gazety Wyborczej" Adamem Michnikiem. Stowarzyszenie pomocy ofiarom przestępstw "Katon" (które zakładał Ziobro) złożyło w styczniu 2003 r. doniesienie o przestępstwie Millera. Według doniesienia, ciążył na nim "prawny obowiązek" niezwłocznego powiadomienia tym, że dotarła do niego wiadomość o przestępstwie. W ten sposób miał naruszyć art. 231 kk, przewidujący karę do 3 lat więzienia dla funkcjonariusza publicznego, który nie dopełnia obowiązku służbowego. - O sprawie Rywina wiedziały setki osób i każda z nich mogła złożyć doniesienie do prokuratury - komentował Miller. Według niego, nikt tego nie zrobił, bo uważano to za "chore urojenia i groteskę". Miller nie popełnił przestępstwa, nie zawiadamiając organów ścigania o korupcyjnej propozycji Rywina - ustaliła Prokuratura Apelacyjna w Warszawie i w lipcu 2003 r. umorzyła śledztwo. Według śledczych, informacje, którymi dysponował premier w lipcu 2002 r. nie uzasadniały wystarczająco podejrzenia przestępstwa.