Wczoraj rozpoczął się proces dotyczący bestialskiego morderstwa dwóch Polaków. Bracia Markuszewscy zginęli w Luton, w czerwcu 2005 roku. O dokonanie zabójstwa oskarżono dwóch innych Polaków, z których jeden był pracownikiem młodszego z braci. 43-letni Waldemar i jego o trzy lata starszy brat Andrzej zmarli w wyniku odniesionych obrażeń spowodowanych dotkliwym pobiciem. - Oskarżeni mężczyźni bili, żeby zabić - mówiła prokurator Miranda Moore pierwszego dnia procesu. - Sprawcy charakteryzowali się szczególnym okrucieństwem. Bracia byli kopani i uderzani metalową sztangą - opisywała. Obie ofiary miały rozległe pęknięcia czaszki. To one były bezpośrednią przyczyną śmierci starszego z braci, 46-letniego Andrzeja. - Obrażenia były ogromne, kości twarzy połamane, jego głowa była zmiażdżona - dodała oskarżycielka. Sprawcy deptali też po ciałach ofiar. Do bójki doszło podczas kłótni, której przedmiotem były pieniądze. 41-letni Marek Miazga, która nie przyznaje się do popełnienia czynu, zarzucił swojemu pracodawcy, że ten zbyt mało mu płaci. Zażądał takiej stawki, jaką zarabiał właściciel. Waldemar Markuszewski prowadził firmę budowlaną w okolicach Luton - informuje Goniec.com. Ciała braci znaleziono w wynajmowanym przez nich mieszkaniu 1 czerwca 2005 roku. Mężczyźni po raz ostatni byli widziani żywi dwa dni wcześniej podczas Luton Carnival. Według materiału dowodowego zebranego przez prokuraturę zarejestrowały ich wtedy kamery miejskiego monitoringu. Znajdowali się w towarzystwie oskarżonych. Mężczyźni spożywali alkohol. Zdaniem oskarżenia jeszcze tego samego popołudnia Marek Miazga wraz z drugim Polakiem pobili Markuszewskich w ich domu na Dunsmore Road. Po napaści użyli karty bankowej jednej z ofiar i pobrali pieniądze z jej konta. Drugi domniemamy sprawca najprawdopodobniej uciekł do Polski. Brytyjska policja wydała już nakaz jego aresztowania. Proces jest w toku. Iwona Kadłuczka - Goniec.com