Podobno to wybór Leo PZPN pobił rekord świata w ignorancji, choć oczywiście oficjalnie w Warszawie chce grać Leo Beenhakker. To bardzo ciekawe, że holenderski szkoleniowiec, który na każdym kroku krytykuje stan boisk i stadionów w Polsce, uznał, że najwspanialszy obiekt w kraju to "kurnik" przy Łazienkowskiej. Może to ukłon w stronę gości z Kaukazu, aby poczuli się jak u siebie? Zresztą w Warszawie najczęściej grali też Janusz Wójcik, Jerzy Engel i Paweł Janas - cóż za dziwny zbieg okoliczności! Skoro to taki superstadion, to dlaczego są plany by go zastąpić nowym? Nawet nie chodzi o to, że jest brzydki i mieści bardzo małą liczbę widzów. Warszawę powinno się skreślić automatycznie za to, co zrobili kibice Legii w Wilnie. Nawet gdyby w stolicy stał najnowocześniejszy stadion na świecie o pojemności 100 tysięcy osób, organizowanie tam meczu reprezentacji byłoby po prostu niemoralne. Władze polskiej piłki powinny nawet podkreślić, że dopóki warszawscy kibice nie dojrzeją, reprezentacja nie będzie grała w stolicy. Może to zdeterminowałoby prawdziwych fanów futbolu w stolicy (na pewno jest ich bardzo wielu) do tego, by wyplenić ze swojego grona chuliganów. Niestety, tak się nie stało i najwyraźniej trzeba poczekać, aż pseudokibice Legii sami podpalą swój stadion. Jak już nie będzie gdzie grać, to reprezentacja z konieczności będzie musiała rozgrywać mecze w jakimś cywilizowanym miejscu. Nagrodzić poznańskich kibiców Gdzie powinna grać zatem reprezentacja? Moim zdaniem możliwe odpowiedzi są dwie - Chorzów albo Poznań. Za pierwszym z nich przemawia pojemność, za drugim - najlepsza w Polsce publiczność, której mecz reprezentacji po prostu się należy. Poznań to bezdyskusyjnie piłkarska stolica Polski, gdzie kibice na meczu świetnie się bawią, gdzie jest bezpiecznie i kolorowo, i gdzie piłkarze mogą liczyć na doping przez pełne dziewięćdziesiąt minut. Poznań to też znakomite miejsce do rozegrania meczu z Kazachstanem ze względu na położenie. Kadra mogłaby bez problemu przygotowywać się do spotkania w pobliskich Wronkach. Zresztą pewnie tak będzie, tylko kadra zamiast podjechać autokarem te kilka kilometrów do Poznania, będzie lecieć do stolicy samolotem. Listek i jego wiedza o polskiej lidze W jednym z wywiadów prezes PZPN Michał Listkiewicz powiedział (a raczej palnął), że w Poznaniu był już kiedyś mecz z Kazachstanem i przyszło zaledwie 8 tysięcy widzów (cztery lata temu i było to spotkanie towarzyskie), więc chyba nie ma sensu robić tutaj meczu. Wypowiedź rodem z Monty Pythona, bo chyba nawet nie trzeba się specjalnie wnikliwie interesować polska ligą, aby wiedzieć, że w Poznaniu na trybunach zasiadłby komplet 27 tysięcy kibiców (najwyraźniej prezes PZPN aż tak na realiach polskiej piłki się nie zna). W Warszawie będzie zaledwie połowa tego, co w Poznaniu i to w optymistycznym wariancie, bo możliwe, że sporo osób po obejrzeniu scen z Wilna z obaw o własne zdrowie będzie wolało ten mecz obejrzeć w telewizji. Nawet Łódź jest lepsza Prawdę mówiąc, byłem przekonany, że PZPN rzuci Poznaniowi ochłap w postaci meczu towarzyskiego z Węgrami, ale okazało się, że w przekonaniu władz polskiego futbolu nie zasługujemy nawet na to. Wybrano maleńki stadion w Łodzi. Reprezentacji nie zobaczymy w Poznaniu w ciągu najbliższych lat, gdyż już w przyszłym roku zostaną rozebrane boczne trybuny stadionu przy Bułgarskiej. W przeciwieństwie do Warszawy, zamierzamy w Poznaniu zbudować na serio nowoczesny stadion na Euro 2012 a nie tylko makietę. Poznaniowi pozostaje czekać na ukończenie budowy stadionu miejskiego. Może wtedy uda się zorganizować w stolicy Wielkopolski finał Pucharu UEFA. Na pewno jest to bardziej prawdopodobne niż czekanie na łaskę PZPN. W końcu władze europejskiej piłki organizują mecze na prawdziwych stadionach a nie w kurnikach. Zenon Kubiak Wiadomość pochodzi z portalu Tutej.pl