Sarchie po godzinach pracy policyjnej zajmuje się inną służbą - bada przypadki opętań i asystuje przy egzorcyzmach katolickiego księdza oraz współpracuje z małżeństwem Warrenów, demonologami. Z biegiem czasu staje się świadkiem straszliwych zbrodni i nieludzkiego zła, którego nikt nie jest w stanie wyjaśnić czy zrozumieć, opierając się na racjonalnych przesłankach. Staje oko w oko ze światem demonicznym, który dokumentuje i opisuje, rzucając nowe światło na to, co mroczne i niewytłumaczalne. Autor zabiera nas w podróż do najniższych kręgów piekieł. Odsłania makabryczne szczegóły mrocznych rytuałów, opowiada historię młodej niewinnej dziewczyny opanowanej przez demona, czy też domu rzekomo nawiedzonego przez ducha zamordowanej w XIX w. panny młodej, oraz wielu innych mrożących krew w żyłach przypadków działania mocy zła. We wspomnieniach Ralpha Sarchiego możemy obserwować przerażające spotkanie zbrodni popełnianych przez ludzi ze światem nadnaturalnego zła, w którego istnienie często nie wierzymy, a które mimo to wpływa na nasze życie. ----- Fragment: Nie cierpię Halloween. Ale nie zawsze tak było. Kiedy byłem mały, lubiłem się przebierać i prosić sąsiadów o cukierki. A kiedy byłem trochę starszy, ganiałem z chłopakami po okolicy, uzbrojony w jajka i piankę do golenia, gotowy do świtu robić ludziom złośliwe psikusy. Dopiero gdy jako policjant patrolowałem niebezpieczne dzielnice mojego miasta, poznałem mroczną stronę tego święta: każdy nowojorski zboczeniec i wariat dochodzi do wniosku, że tej nocy otwiera się sezon polowań na dzieci. W okręgu Czterdziestym Szóstym w Południowym Bronxie, gdzie pracuję jako sierżant, zaczynają napływać telefony z alarmowego numeru 911. Pędzimy z jednego miejsca przestępstwa na drugie przy rozdzierającym wyciu syren i próbujemy najszybciej, jak się da, wyłapać bestie, które wyszły żerować na beztroskiej dziecięcej naiwności. Jakkolwiek ohydne by nie były zbrodnie dokonywane przez ludzi - a w ciągu szesnastu lat w policji widziałem więcej krwi i wyprutych wnętrzności, niż bym chciał - to nie są one jedynym złem, które nasila się w dniu 31 października. Halloween ma niechlubną historię: zgodnie z liczącymi dwa tysiące lat podaniami tej nocy dusze zmarłych nawiedzają świat, aby siać zamęt swoimi przerażającymi sztuczkami. Aby je obłaskawić, nasi przodkowie zostawiali przed domami dary z jedzenia i składali ofiary ze zwierząt. Pierwsi mieszkańcy Europy obawiali się, że nękające ich duchy mogą mieć znacznie bardziej złowrogie zamiary: że polują na ciała żywych, aby w nich zamieszkać. Chcąc się uchronić przed zawładnięciem przez ducha, ludzie w Dniu Zmarłych - jak w niektórych krajach nazywa się to święto - zakładali maski albo się przebierali. Kiedy zacząłem zajmować się tym, co dziś nazywam Pracą - czyli badać przypadki nawiedzania domów i demonicznego opętania - odkryłem, że prastary lęk przed tą datą ma jednak swoje źródła w czymś więcej niż ludowe podania czy przesądy. Niemal zawsze pod koniec października - albo w samo Halloween, albo dzień wcześniej, w dniu, który trafnie nazywa się Nocą Diabła albo Mischief Night - nagle dostajemy wyjątkowo dużo zgłoszeń. Jedna z moich najbardziej wstrząsających spraw związanych z działalnością sił nadprzyrodzonych zaczęła się w Halloween 1991 roku. Mój partner w Pracy, Joe Forrester, częstował akurat cukierkami grupkę małoletnich łowców łakoci, gdy zadzwonił telefon. Ojciec Hayes, egzorcysta z katolickiej diecezji w sąsiednim stanie, otrzymał zgłoszenie o obecności sił nieczystych w Westchester County, bogatym hrabstwie na północy, niedaleko Nowego Jorku, i chciał, abyśmy się tym zajęli. Choć podczas rozmowy telefonicznej z rodziną, która się do niego zwróciła, ksiądz rozpoznał niektóre oznaki obecności diabła, to, rozmawiając z Joem, nie ujawnił żadnych szczegółów. Oboje z moim partnerem znaliśmy jednak ojca Hayesa z wcześniejszych dochodzeń i wiedzieliśmy, że nie wzywałby nas, gdyby nie widział ku temu realnych przesłanek. ----- Joe, podobnie jak ja, pracuje w służbach porządkowych, lecz stoi po drugiej stronie barykady - dla Towarzystwa Pomocy Prawnej przesłuchuje z użyciem wariografu podejrzanych i świadków. I choć ze swoją okrągłą, pogodną twarzą i paskiem brązowych włosów dookoła łysiejącej głowy wygląda raczej jak rubaszny mnich w średnim wieku, w rzeczywistości jest niezwykle zdolnym demonologiem. Joe nie tylko jest chodzącą encyklopedią okultyzmu - w każdej chwili jest w stanie zaprezentować krótkie zestawienie nigeryjskich kultów czczących krokodyle czy brazylijskie obrzędy czarnej magii, ale również, jako odznaczony orderem weteran wojny w Wietnamie, ma wystarczająco dużo zimnej krwi, by stawić czoła paranormalnemu przerażeniu. Jeśli dodać do tego wbudowany wykrywacz kłamstw, który wykształcił się u niego przez lata konfrontacji z najróżniejszym elementem: od kanciarzy, bandziorów i wszelkiej maści oprychów aż po niewinnych ludzi niesłusznie oskarżonych o popełnienie przestępstwa. Nie ma wątpliwości, że Joe jest detektywem najwyższego sortu. Joe i ja pracujemy jako demonologowie w czasie wolnym od pracy zawodowej i nie bierzemy za to wynagrodzenia. Niesienie pomocy ludziom, którzy mają problemy ze światem duchowym, traktujemy jak powołanie. Jesteśmy żarliwymi katolikami i dosłownie rozumiemy biblijne wezwanie Chrystusa, aby "w Jego imię złe duchy wyrzucać". Gdy mamy jechać w teren, odkładam broń i odznakę policyjną i zbroję się w wodę święconą i relikwię z Krzyża Świętego. Nie chciałbym, aby to zostało źle zrozumiane. Nie jestem fanatykiem religijnym i z całą pewnością nie jestem święty, co potwierdzi każdy z chłopaków, który pracuje ze mną w okręgu Czterdziestym Szóstym. Jestem gliną i łatwiej mi przychodzi kopniakiem wyważyć drzwi i gołymi rękoma skuć dziesięciu uzbrojonych oprychów, niż brać się za bary z demonami. Mówiąc wprost, diabeł przeraża mnie bardziej niż wszystko, co kiedykolwiek widziałem, patrolując ulice - a w ciągu tych wszystkich lat w policji widziałem niemal każdy potworny akt przemocy, do którego jest zdolny człowiek wobec człowieka. Niezliczoną ilość razy wzywano mnie do strzelanin czy pchnięć nożem. Skuwałem ludzi, którzy dokonali gwałtu bądź morderstwa, a zachowywali się tak, jakby to, czego się dopuścili, nie robiło na nich wrażenia. Musiałem informować ludzi, że ich bliscy zginęli w wypadku samochodowym albo padli ofiarą najpotworniejszych zbrodni, jakie można sobie wyobrazić. Widziałem połamane ciała małych dzieci, które ucierpiały w bezsensownych wypadkach, bo rodzice byli zbyt naćpani, aby się nimi zaopiekować. Aresztowałem dilerów sprzedających truciznę, od której ich bliźni zmieniają się w zombie, i aresztowałem matkę, która prostytuowała swoją dziesięcioletnią córeczkę, żeby mieć na działkę cracku. Niedawno wezwano mnie do mieszkania, w którym zastałem kobietę kompletnie zamroczoną narkotykami. Samo w sobie nie byłoby to niczym niezwykłym w dzielnicy, którą patroluję, lecz ta kobieta obijała się od ścian, ciągnąc za sobą noworodka połączonego z nią pępowiną. Była w takim stanie, że nie wiedziała nawet, że urodziła dziecko. Dziecko okazało się być jej dziesiątym - starsze zostały jej odebrane przez opiekę społeczną, bo była uzależniona od kokainy. Tak w praktyce wygląda każdej nocy moja praca. I do pewnego stopnia obcowanie z tragedią i zniszczeniami, które powoduje zbrodnia, pomaga mi w Pracy. W policji nauczyłem się już na pierwszy rzut oka rozpoznawać zło. Kiedy moi koledzy dowiadują się, że pomagam przy wypędzaniu demonów i badam działanie sił nieczystych, wielu z nich pyta: "Co tobie, gościowi niestroniącemu od przemocy i chwilami naprawdę nieprzyjemnemu, daje prawo podejmować się tak zbożnej misji?". Odpowiadam im pytaniem: "A czy to nie piękne, że Bóg wykorzystuje takiego grzesznika jak ja do zwalczania zła na świecie?". Prawda natomiast jest taka, że lubię pomagać ludziom. Wstępując do policji, złożyłem przysięgę, że będę przeganiał z ulic mojego miasta tych, którzy czynią zło, i póki co aresztowałem ich ponad trzystu. A jako zdeklarowany chrześcijanin mam jeszcze jedną misję do wypełnienia: niszczyć szatana i jego demony. Oficjalnie nigdy nie prowadziłem żadnej sprawy na zlecenie Kościoła Rzymskokatolickiego, lecz na życzenie poszczególnych księży zdarzało mi się pracować nad sprawami, które były oficjalnie prowadzone przez Kościół Katolicki. Sporo z nich prowadziłem we współpracy z biskupem Robertem McKenną, księdzem wyznającym katolicyzm tradycyjny i egzorcystą, który nigdy nie unika konfrontacji z szatanem i jego armią ciemności. (Kościoły tradycyjne odmawiają msze po łacinie zgodnie z rytem sprzed II Soboru Watykańskiego). Asystując mu przy ponad dwudziestu egzorcyzmach w ciągu ostatnich dziesięciu lat, nabrałem najwyższego szacunku dla tego świętego sługi Bożego. Jeśli kiedykolwiek będzie potrzebował, żebym wraz z nim zszedł do piekielnej otchłani, pójdę za nim bez wahania. W większości głównych religii istnieją obrzędy wypędzania złych duchów. Rzymski obrządek egzorcyzmu swymi początkami sięga niemal czterystu lat wstecz. Wiele lat temu katoliccy księża otrzymali święcenia mniejsze, stając się egzorcystami i za zgodą biskupów ze swoich diecezji mogli wykonywać czynności związane z tą funkcją. Dziś duży problem stanowi fakt, iż wielu księży, duchownych innych wyznań, a nawet biskupów Kościoła Katolickiego nie wierzy w diabła, mimo że sam Jezus dokonywał egzorcyzmów. Kiedy pewien znajomy ksiądz opowiadał o szatanie w jednym ze swoich kazań, czuł się zmuszony powiedzieć swojej kongregacji: "Diabeł naprawdę istnieje. Przepraszam, moi drodzy". Oboje z żoną wyglądaliśmy, jakbyśmy mieli wyskoczyć z ławek. Gdybym to ja stał przy kazalnicy, nie przepraszałbym, że muszę ludziom powiedzieć, że diabeł jest realnym bytem. Na własne oczy widziałem szatańskie dzieło jego armii demonów. Ludzie, którzy proszą Joego i mnie o pomoc, najczęściej również nie wierzyli w diabła - do czasu, gdy dziwne, niedające się wytłumaczyć niczym innym zdarzenia nie zmieniły ich życia w koszmar. Ponieważ w żaden sposób się nie ogłaszamy ani nie rozpowiadamy o naszej Pracy, ludzie zwykle trafiają do nas z polecenia. Obaj wierzymy, że jeśli Bóg chce, aby ludzie otrzymali pomoc, to dopilnuje, aby ją otrzymali - od nas albo od kogoś innego. Szukanie pomocy u demonologa rzadko jest pierwszym, co przychodzi do głowy zrozpaczonym rodzinom, które do nas trafiają. Przeważnie jesteśmy dla nich ostatnią deską ratunku po tym, jak wyczerpali wszelkie możliwości racjonalnego wyjaśnienia przerażających zjawisk, których doświadczają, i nierzadko zaczynają podejrzewać, że mogą tracić rozum. W chwili, gdy wykręcają numer Joego bądź mój, są na krawędzi obłędu i nie mają już do kogo się zwrócić. Albo zostali do nas skierowani przez któregoś z naszych licznych znajomych księży - jak to miało miejsce w Halloween 1991 roku.