Kulawa kaczka sprawuje władzę, ale nie ma już legitymacji wyborczej, co sprawia, iż polityka amerykańska jest osłabiona, gdyż ten, kto ma mandat polityczny, nie ma jeszcze władzy, a ten, kto ma władzę, nie ma mandatu do jej sprawowania. I - raz jeszcze autocytat - dowodziłem, że z tym problemem borykała się w mijającym roku nie tylko Ameryka. Nowakowski: Rok kulawych kaczorów Jak groźny jest czas kulawej kaczki przekonaliśmy się w czasie świąt Bożego Narodzenia. Najpierw palestyński Hamas zerwał rozejm zawarty z władzami Izraela i zabrał się do swojej ulubionej działalności czyli terrorystycznego ostrzału terytorium państwa żydowskiego. A potem Izrael odpowiedział atakami bombowymi i rakietowymi na strefę Gazy starając się zniszczyć ośrodki Hamasu i sieć tuneli przebiegających pod granicą Egiptu i terytoriów palestyńskich. Co to ma wspólnego z ową kulawą kaczką? Sporo. Po pierwsze brak działającej struktury władzy w Waszyngtonie sprawił, iż USA nie mogły skutecznie wpływać na bieg spraw na Bliskim Wschodzie. Po drugie, w Izraelu w lutym są wybory. A system polityczny państwa Izrael od dłuższego czasu jest w kryzysie. Brak wyrazistych przywódców partii politycznych i kolejne oskarżenia obyczajowe lub korupcyjne wobec prezydenta i premiera sprawiły, że władza w Jerozolimie ma poczucie słabości (znów nieszczęsny syndrom kulawej kaczki). Nie jest przypadkiem, że rolę twardziela w polityce izraelskiej odgrywa teraz Ehud Barak, minister obrony, który w czasie, gdy pełnił urząd premiera, godził się na największe ustępstwa wobec Palestyńczyków. Tylko wobec Palestyńczyków obliczalnych - czyli Al Fatah i żyjącego jeszcze wówczas Arafata. Obecnie władze Palestyny są podzielone. Hamas wygrywa wybory w Strefie Gazy a Fatah na Zachodnim Brzegu. Efektem jest brak realnego politycznego kierownictwa Autonomii Palestyńskiej i przesuwanie się decyzji w ręce terrorystów, nie udających nawet poszukiwania politycznego rozwiązania konfliktu bliskowschodniego. No i wreszcie rzecz bodaj najważniejsza - światowy kryzys gospodarczy. Gwałtowny spadek cen ropy naftowej postawił władze Rosji przed widmem bankructwa, a cały region Zatoki Perskiej opływający w gigantyczne i łatwo przychodzące pieniądze przed perspektywą oszczędności. Krótko mówiąc przyjaciele palestyńskich terrorystów od Moskwy po Rijad i Teheran z radością patrzą na wszelkie przejawy niestabilności na Bliskim Wschodzie, bo każda rakieta wystrzelona w Izrael i każda Izraelska bomba zrzucona na strefę Gazy zwiększają szanse na wzrost cen ropy. W gruncie rzeczy wiadomości o walkach izraelsko-palestyńskich można skwitować krótkim cytatem z Sherlocka Holmesa - "elementarne Watsonie". Warunki zewnętrzne są takie, ze dojść do tego musiało. W okresie Bożego Narodzenia częściej niż kiedykolwiek przypominamy sobie nazwy geograficzne z Ziemi Świętej. Betlejem, Nazaret, Jerycho, Synaj? I bardzo rzadko pamiętamy o tym, że od dobrych kilkudziesięciu lat jest to obszar, na którym wbrew interesom zarówno Żydów jak Arabów toczy się ograniczona wojna światowa. Każde międzynarodowe zawirowanie odbija się na tej ziemi. Jedyną realną szansą na pokój było zwycięstwo amerykańskie w Iraku. Gdy nieudolne administrowanie pokojem w Bagdadzie przez ekipę Busha tę szansą zmarnowało, kolejna wojna izraelsko-palestyńska była tylko kwestią czasu. Jerzy Marek Nowakowski