Po opublikowaniu "Szatańskich wersetów" Rushdie został wyklęty przez muzułmanów, a jego książki płonęły na stosach. Ajatollah Chomeini ogłosił nawet fatwę przeciwko niemu, co oznacza, że obecnie każdy wierny muzułmanin ma obowiązek zabicia go. Od tego czasu Rushdie musi żyć w ukryciu pod stałą ochroną policji. Jednym z jego ochroniarzy był Ron Evans. W swojej autobiografii "W służbie Jej Królewskiej Mości" funkcjonariusz nakreślił wyjątkowo negatywny obraz autora "Sztańskich wersetów" - skąpego, niegrzecznego, aroganckiego i zaniedbanego mężczyzny. Evans ujawnia, że grupa ochroniarzy pilnująca Rushdiego musiała płacić mu czynsz za kilka pokoi, które zajmowali w jego domu (pieniądze na ten cel pochodziły z państwowej kasy, czyli od brytyjskich podatników). Dodatkowo, gdy pisarz chciał spędzić intymne chwile ze swoją przyjaciółką, a później trzecią żoną Elizabeth West, funkcjonariusze mieli zakaz opuszczania przypisanych im pomieszczeń. W swojej autobiografii Evans opisuje jeden wieczór, kiedy funkcjonariusze raczyli się czerwonym winem. Alkohol jednak szybko się skończył, więc ochroniarze zaczęli szukać, czy nie ma w domu kolejnych. Po odnalezieniu "kilku" zapytali Rushdiego, czy mogliby je od niego odkupić. "Wrócił po kilku minutach i powiedział, że jedna butelka będzie nas kosztować 45 funtów. Z pewnością nie był hojnym człowiekiem" - pisze Evans. Dość dużo miejsca ochroniarz poświęca również wieczorowi, gdy zdenerwowani funkcjonariusze zamknęli Rushdiego w szafie. "Nie mogli już z nim wytrzymać, więc zamknęli go w szafie pod schodami i wyszli na piwo. Kiedy już ochłonęli, wrócili do domu i go wypuścili" - pisze autor "W służbie Jej Królewskiej Mości". Evans został przydzielony do ochrony Rushdiego w 1989 roku. Dla bezpieczeństwa pisarza zakazano mu opuszczać dom w Wimbledonie. Zabroniono również wszelkich odwiedzin.