Społeczeństwo Wielkiej Brytanii jest społeczeństwem wielokulturowym. Spacer po Edgware Road w Londynie przypomina wędrówkę po wschodnim suku (bazarze), z pachnącymi przyprawami i przechodzącymi obok kobietami, których twarze zasłaniają chusty, a Southall z potężną świątynią sikhijską i mężczyznami w turbanach z długimi brodami wygląda jak małe Indie. Cieszące się złą sławą Brixton, nocami niekoniecznie najbezpieczniejsze na świecie, jeśli ktoś nie lubi oglądać zakuwania w kajdanki kapturowej młodzieży, w dzień jest barwnym skupiskiem ludności jamajskiej, karaibskiej itp. Mango i telefony komórkowe są tam tańsze niż gdziekolwiek indziej, te ostatnie jeszcze ciepłe. Istnieją zatem i słowa, których nie należy używać, określające narodowość i kolor skóry drugiego człowieka. To bardzo delikatna kwestia. Czujność w czasie zeznań Kiedyś wezwano mnie na policję, bo byłam świadkiem napadu z bronią (ale nie na Brixton) i składałam zeznania, które dotyczyły dwóch chłopców: jeden z nich miał rysy azjatyckie, drugi był czarny ("black"). Słowo "czarny" policjant, który skrzętnie notował, jednocześnie opowiadając barwną historię swojego dzieciństwa, zastąpił "Afro-Caribbean". Po czym nagle zapytał mnie, czy jestem rasistką. Oczywiście czułam się urażona takim posądzeniem, jednak stróż prawa wyjaśnił, że właśnie takie pytanie padnie w sądzie, jeśli użyję niewłaściwego określenia i sam ów fakt może zostać skwapliwie wykorzystany przez adwokatów bandytów. Mój pakistański przyjaciel wytłumaczył mi przed wielu laty kwestię słowa "Paki", którym go wówczas ktoś określił. Był bardzo tym dotknięty. Jest to słowo tak obraźliwe, jak powiedzenie o Polaku "Polaczek" ("Polack" - co zrobił raz na łamach "The Times" krytyk kulinarny Giles Coren - nigdy za to nie przeprosił, choć oczywiście powinien). Byłemu prezydentowi Bushowi zdarzyła się potężna gafa, kiedy na forum publicznym powiedział, że bardzo chce, żeby "Pakis" (dosł. "Pakistańcy") i Hindusi ze sobą współpracowali. Musiał potem uprawiać akrobatykę apologetyczną. On cierpi na (odpowiednie wstawić) "The Guardian" wydał w 2007 roku książkę, w której między innymi aktualizuje słownik, wymieniając "zakazane" wyrażenia albo uwrażliwiając czytelnika na to, w jaki sposób charakteryzuje innych. Wszelkie określenia dotyczące chorób i ułomności muszą być używane z dużą ostrożnością. I tak, nie powinno się opisywać kogoś jako np. "autystyka", zamiast tego można powiedzieć "osoba cierpiąca na autyzm". Podobnie rzecz się ma z innymi chorobami - nie "schizofrenik", ale "osoba cierpiąca na schizofrenię", o dzieciach z zespołem Downa pod żadnym pozorem nie można powiedzieć "Downy", ani że chorują na mongolizm. Zdecydowanie nie można określić osoby, która straciła wzrok, mianem "ślepa". Ktoś, kto jest niepełnosprawny, w języku angielskim jest "disabled", a nie kaleki - "crippled". Wynika to z tego, jak tłumaczą autorzy, że mamy do czynienia z chorobą zdiagnozowaną u człowieka, który w związku z tym nie staje się ani lepszy, ani gorszy, ani też przez tę chorobę jakoś określony, a już z pewnością nie powinien być napiętnowany. Wielka Brytania raczej w Europie W podobny sposób ujarzmiono geografię. Nie powinno się w rozmowie z Brytyjczykami mówić, że w Europie coś dzieje się czy robi inaczej niż w Wielkiej Brytanii. Wielka Brytania bowiem leży w Europie, czy chcemy, czy nie. Naturalnie sami Brytyjczycy często używają sformułowania "kontynent" vs "Wyspy", ale oni mogą, bo to bezpośrednio ich dotyczy. Częstym błędem Polaków jest mówienie o Wielkiej Brytanii "Anglia". Wtedy można obrazić Szkotów, Walijczyków i wszystkich lojalistów z Irlandii Północnej. "The Guardian" radzi, by w odniesieniu do tego ostatniego regionu nigdy nie używać słowa "prowincja", co się niektórym Brytyjczykom zdarza. Miasto w Irlandii Północnej, które nazywa się Londonderry, dla katolików jest zawsze "Derry". Dlatego BBC, by uszanować specyfikę miejsca, kiedy relacjonuje wydarzenia z Londonderry, ma nakaz najpierw użyć pełnej nazwy miasta, potem skróconej i tak naprzemiennie. Poprawność polityczna dla prawicy Poprawność polityczna (samo sformułowanie - uwaga - jest potępione w przewodniku językowym "The Guardian", ponieważ, zdaniem lewicowych Brytyjczyków, jest "ohydnym prawicowym zwrotem, używanym tylko po to, by mówiący je mógł się lepiej poczuć") może jednak prowadzić do absurdu, z czego zdają sobie sprawę i jej piewcy. Niejednokrotnie kpiono z określeń, które krążą wokół jakiegoś zjawiska, nie oddając istoty rzeczy albo, co gorsza, ją ośmieszając. Takim idealnym przykładem jest określenie osoby z kiepską cerą (czy też po prostu z trądzikiem) jako "dermatologically challenged" (tłumaczenie z grubsza - "osoba z poważnym wyzwaniem dermatologicznym") czy kogoś kompletnie pijanego - "perpendicularly challenged" ("osoba, dla której szczególnym wyzwaniem jest utrzymanie pozycji pionowej"). Krytycy PC (political correctness) uważają ją za formę cenzury, entuzjaści - za narzędzie służące do ochrony różnych mniejszości (etnicznych, narodowych, religijnych, seksualnych). Być może jednak to tak w istocie kwestia wrażliwości mówiącego. A że nie wszyscy są wrażliwi, może lepiej pokazać im i przypominać, że coś, co mówią, może kogoś urazić czy skrzywdzić. Oczywiście przesada w żadną stronę nie jest zalecana. Aleksandra Łojek-Magdzarz