Wszyscy znamy takie pary jak Jack i Grace: on jest przystojny i bogaty, ona czarująca i elegancka. Chciałoby się poznać Grace nieco lepiej, ale to niełatwe, bo Jack i Grace są nierozłączni. Niektórzy nazwaliby to prawdziwą miłością. Wyobraź sobie uroczystą kolację w ich idealnym domu, miłą konwersację, kolejne kieliszki dobrego wina. Oboje wydają się w swoim żywiole. Przyjaciele Grace chcieliby zrewanżować się lunchem w przyszłym tygodniu. Ona chętnie przyjęłaby zaproszenie, ale wie, że nigdy z nimi nie wyjdzie. Ktoś mógłby spytać, dlaczego Grace nigdy nie odbiera telefonów, nie wychodzi z domu, a nawet nie pracuje. I jak to możliwe, że gotując tak wymyślne potrawy, w ogóle nie tyje? I dlaczego w oknach sypialni są kraty? Doskonałe małżeństwo czy perfekcyjne kłamstwo? *** Dla naszych czytelników mamy kilka egzemplarzy książki autorstwa B.A. Paris. Aby powalczyć o jeden z nich, wystarczy wziąć udział w niżej opisanym konkursie. Wcześniej polecamy lekturę fragmentu powieści. "Za zamkniętymi drzwiami" - przeczytaj fragment W następnym miesiącu polecieliśmy do Tajlandii, ale tym razem nie próbowałam uciekać. Wiedziałam, że jeśli to zrobię, Jack mnie zabije i urządzi wszystko tak, by uniknąć odpowiedzialności. Pojechaliśmy do tego samego hotelu, przywitał nas ten sam kierownik. Brakowało tylko Kiko. Podobnie też spędzałam czas, zamknięta na balkonie lub w pokoju, z którego wychodziłam tylko na sesje zdjęciowe. Tym razem czułam się jeszcze gorzej niż podczas poprzedniego wyjazdu, wiedząc, że Jack całymi dniami syci się cudzym strachem. Nie miałam pojęcia, jak to dokładnie wygląda, ale prawdopodobnie nie mógłby tego robić w Anglii. Sądząc po tym, co opowiadał o swoich rodzicach, prawdopodobnie przyjeżdżał do Tajlandii znęcać się fizycznie nad kobietami. Kiedyś wydawało mi się, że nie można robić takich rzeczy bezkarnie, ale Jack dał mi do zrozumienia, że w Tajlandii za pieniądze można kupić wszystko - nawet strach. Może właśnie dlatego tydzień po powrocie uderzyłam go w głowę butelką wina, pół godziny przed umówioną kolacją z Diane i Adamem. Miałam nadzieję, że zdołam go ogłuszyć i uciec, lecz cios był za słaby. Czerwony z wściekłości, zadzwonił do przyjaciół i odwołał kolację, usprawiedliwiając się moją nagłą migreną. Gdy odłożył słuchawkę i odwrócił się do mnie, bałam się tylko o Millie, bo mnie i tak nie mógł już niczego pozbawić. Kiedy powiedział, że pokaże mi jej pokój, nadal nie bałam się o siebie, bo pomyślałam, że co najwyżej ogołocił go ze wszystkich sprzętów, podobnie jak mój. Wykręcił mi boleśnie rękę i poprowadził przed sobą korytarzem. Czułam jedynie smutek i współczucie dla Millie, ponieważ zawsze marzyła o tym pokoju. Zamiast skierować mnie na górę, otworzył drzwi prowadzące do piwnicy. Walczyłam jak szalona, ale nie miałam najmniejszych szans: Jack był ode mnie o wiele silniejszy, a wściekłość jeszcze potęgowała tę siłę. Wciąż nie miałam pojęcia, co mnie czeka. Dopiero kiedy przeciągnął mnie przez pralnię, gdzie trzymał Molly, i przez niewielki składzik, gdzie za półkami kryły się stalowe drzwi, odczułam strach. Nie była to sala tortur, czego się obawiałam, ponieważ nie widziałam żadnych narzędzi. Całe pomieszczenie, pozbawione jakichkolwiek sprzętów, zostało pomalowane krwistoczerwoną farbą, włącznie z podłogą i sufitem. Był to przerażający widok, ale Jack miał w zanadrzu jeszcze inne atrakcje. - Przyjrzyj się uważnie - warknął. - Mam nadzieję, że Millie będzie się tu podobać tak samo jak mnie, bo to właśnie tu zamieszka, nie w ślicznym żółtym pokoju na górze. - Potrząsnął mną mocno. - Przyjrzyj się i pomyśl, jak bardzo ją to przerazi. Podniosłam wzrok do sufitu, próbując patrzeć wszędzie, tylko nie na ściany obwieszone portretami, które wcześniej kazał mi namalować. - Myślisz, że spodobają jej się obrazy, które dla niej przygotowaliśmy? Jak ci się wydaje, który najbardziej przypadnie jej do gustu? - Złapał mnie za tył głowy i przysunął mocno moją twarz do jednego z portretów. - Ten? - Zaciągnął mnie pod sąsiednią ścianę. - Piękne dzieło, nie uważasz? - Zacisnęłam powieki. - Nie zamierzałem pokazywać ci tego pokoju już teraz, ale możesz być jego pierwszą lokatorką. Nie trzeba było podnosić tej butelki. Pchnął mnie raz jeszcze, a potem wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi. Podniosłam się z podłogi i pobiegłam do wyjścia. Ponieważ drzwi nie miały klamki, zaczęłam walić w nie pięściami i wrzeszczeć, by mnie wypuścił. - Możesz sobie krzyczeć, ile chcesz - dobiegł zza drzwi jego głos. - Nawet nie wiesz, jak mnie to podnieca. Ogarnięta strachem, którego nie byłam już w stanie kontrolować - bałam się, że nigdy mnie nie wypuści, że umrę tu z pragnienia i głodu - wpadłam w histerię. Zaledwie po kilku sekundach straciłam oddech, gwałtownie łapałam powietrze, po czym, przeniknięta dojmującym bólem, osunęłam się na kolana. Zrozumiawszy, że to atak paniki, próbowałam zapanować nad oddechem, ale śmiech Jacka dobiegający zza drzwi budził we mnie jeszcze większe przerażenie. Z oczu ciekły mi łzy, oddech uwiązł w piersiach, byłam przekonana, że umieram. Sytuację pogarszała myśl o Millie, która będzie zdana na łaskę i niełaskę Jacka. Powrócił do mnie obraz ukochanej siostry w żółtej czapce i szaliku. Uchwyciłam się go mocno, pragnąc, by to właśnie on towarzyszył mi w chwili śmierci. Po jakimś czasie ból w piersiach osłabł i znów mogłam wciągnąć powietrze do płuc. Nie poruszałam się w obawie, że jeśli to zrobię, wszystko zacznie się od nowa. Siedziałam nieruchomo, z głową opartą na kolanach, skupiona na oddychaniu. Ulga związana ze świadomością, że żyję, że wciąż mogę uratować Millie, dodała mi sił. Podniosłam głowę i rozejrzałam się, szukając drogi ucieczki. Nie było tu żadnych innych drzwi ani okien. Przesuwałam dłońmi po ścianach, zaglądałam pod obrazy w nadziei, że znajdę włącznik otwierający drzwi. - Tracisz tylko czas - powiedział nagle Jack, a ja podskoczyłam ze strachu. - Tych drzwi nie da się otworzyć od środka. - Przypomniawszy sobie, że mój psychopatyczny mąż stoi tuż obok, po drugiej stronie drzwi, znów zadrżałam. - Jak ci się tu podoba? - spytał. - Mam nadzieję, że bawisz się równie dobrze jak ja, stojąc tu i cię słuchając. Nie mogę się już doczekać, kiedy trafi tutaj Millie. Może będzie jeszcze głośniejsza niż ty. Ogarnięta nagle ogromnym zmęczeniem, położyłam się na podłodze, zwinęłam w kłębek i włożyłam palce do uszu, by go nie słyszeć. Modliłam się o sen, ale pokój był mocno oświetlony, co utrudniało zasypianie. Leżałam i starałam się nie dopuszczać do siebie myśli, że Jack nigdy nie uwolni mnie z piekła, które przygotował dla Millie. Przypomniałam sobie, jak patrząc na śliczny żółty pokój, wierzyłam, że gdzieś w głębi jego duszy zachowała się odrobina przyzwoitości, i zapłakałam gorzko nad własną głupotą.