Senator Hillary Rodham Clinton nie może narzekać na brak pieniędzy. W pierwszym kwartale roku nowojorska prawodawczyni i kandydatka demokratów na prezydenta zebrała rekordową sumę 26 milionów dolarów. Ale były gubernator Massachusetts i prawdopodobny kandydat republikanów Mitt Romney depcze jej po piętach. Darowizny dla jego sztabu wyborczego wyniosły 23 miliony. Jeśli chodzi o innych kandydatów to... były burmistrz Nowego Yorku Rudolph Giuliani, republikanin, zebrał 15 milionów, z czego większość wpłynęła w ostatnim miesiącu kwartału. Natomiast były senator John Edwards, demokrata, otrzymał ponad 14 milionów - to trochę więcej niż połowa darowizn na rzecz Clinton. Senator Barack Obama nie ujawnił jeszcze danych swojego sztabu, ale analitycy przewidują, że suma może być wysoka. - To absolutnie numer jeden. Fakt, że nie podał jeszcze swojego wyniku wcale nie oznacza, że jest on mały - komentuje David Birdsell, profesor nauk publicznych w Baruch College. Niektórzy eksperci przewidują, że kampania prezydencka w 2008 roku może być najdroższą w historii. - Po pierwsze i najważniejsze - będzie niewyobrażalnie droga. Spodziewamy się około biliona dolarów, ale to tylko dane oficjalne, być może wierzchołek góry lodowej - mówi Birdsell. Ale były kandydat na prezydenta Bill Bradley ostrzega, że wyścig do wypełnienia kampanijnych kas prywatnymi pieniędzmi może zrujnować amerykańską demokrację. - Wpływ zbierania funduszy jest taki, że praktycznie wyklucza on z wyścigu pomniejszych kandydatów. Politycy spędzają cały swój czas zbierając kasę i nie znajdują go już dla ludzi - uważa Bradley. Inni argumentują natomiast, że ostatnie zmiany w prawie wyborczym wykluczające tzw. "miękkie pieniądze" od korporacji i bogaczy dały większy niż w przeszłości wpływ indywidualnym darczyńcom.