Wydała mu się ona kobietą ze snów. Ładna buzia, zgrabna sylwetka, efektowne ubranie, a w dodatku wolnego stanu. Po przyjęciu, na którym nie szczędził jej komplementów, zaproponował, jak na dżentelmena przystało, odprowadzenie panny do domu. O dziwo, Barbara chętnie na to przystała. Nie omieszkała nawet zaprosić Jerzego do siebie na herbatę. Dla niego liczyło się dziś i teraz Pierwsza wizyta nie trwała zbyt długo. Potem jednak była druga, trzecia, dziesiąta. Jerzemu, wyraźnie znudzonemu kilkunastoletnim małżeństwem, imponowały wieczorne spotkania. Czuł się niczym "nowo narodzony", tym bardziej, że Barbara o nic nie pytała. Była natomiast zawsze miła, serdeczna, czuła, taka, jakiej długo poszukiwał. Nie wiedzieć kiedy, nowy przyjaciel stał się częstym bywalcem elegancko urządzonego mieszkanka Barbary. Nie podejrzewał, że młodej, niezamężnej kobiecie szybko przestaną wystarczać czułe słówka i szampany przy świecach. Prosiła, by Jerzy bywał u niej możliwie najczęściej. Na początku nowa znajomość bardzo go cieszyła. Była wspaniałą odskocznią od żony, dzieci, "kieratu" w domu i pracy. Zauroczony wdziękami i liberalną postawą dziewczyny, starał się być również wobec niej miły i szarmancki. Czasami przynosił w prezencie jakiś drobiazg, nie zapominał o kwiatach. Jednakże będąc z natury egoistą, nie zastanawiał się zbytnio, do czego mogą doprowadzić te "amory". Dla niego liczyło się dziś i teraz. Tymczasem piękna Barbara miała zupełnie odmienną naturę, tudzież plany na przyszłość. Co prawda, nie ujawniała ich pochopnie, nie stawiała też partnerowi kategorycznych warunków. Cieszyła się tym, co miała. Nie zakłócała więc życia rodzinnego Jerzego kłopotliwymi telefonami w środku nocy, ani nie żądała zamieszkania u niej na stałe. W licznych wieczornych "pogaduszkach" tłumaczyła, iż tak może będzie przez jakiś czas lepiej. Niespełnienie miało potęgować pragnienie. Jerzy nie zastanawiał się zbytnio nad jej paplaniną. Oczywiście do czasu, kiedy Barbara zaczęła mu ograniczać "złotą" wolność. Zdradziecka natura motyla Zaczęło się od feralnego balu, na którym przyjaciółka zobaczyła go przypadkowo w objęciach innej damy. Nie spodziewał się, że ona może znajdować się na sali, a w dodatku bacznie obserwować zachowanie kochanka. Gdy orkiestra przestała grać, kategorycznie zażądała wyjaśnień. Niestety, życzenia tego nie dało się spełnić przy dużym gronie przypadkowych osób. Jerzy obiecał wyjaśnić wszystko z detalami następnego dnia. Wizyta z naręczem róż nie miała równie sympatycznego, co poprzednio charakteru. Barbara nie kryła wzburzenia. Nie była już tak słodka, jak przed kilkoma miesiącami. W ostrych, nieprzyjemnych słowach wyrzucała Jerzemu zdradziecką naturę motyla, rozmienianie się na drobne i marnowanie jej młodego życia. Wyjaśnienia nie osiągnęły pożądanego skutku. Obrazek z balu, tudzież zasłyszane przez Basię wieści, miały być jej zdaniem kropką nad i. Na takie oświadczenie pan zareagował nerwowo. Trzasnął drzwiami i wyszedł sobie. Powrócił wprawdzie skruszony następnego dnia z nowym bukietem, ale atmosfera pozostała nadal napięta. Poirytowana, rzekomym ośmieszeniem jej osoby, partnerka kłuła go cierpkimi uwagami i domagała się całkowitego zaprzestania "skoków w bok", podkreślając, że i tak toleruje obecność w jego życiu żony. Trudno zatem dziwić się postanowieniu lekkoducha o całkowitym "wygaszeniu" coraz bardziej uciążliwej znajomości. Stracone nadzieje Nie zdradzał się jednak z tym pomysłem do pewnego czasu. Kiedyś jednak musiał to z siebie wydusić. Barbara przyjęła jego dyplomatyczną wypowiedź zgoła histerycznie. Wyrzucała kochankowi obłudę, przewrotność, stracone nadzieje oraz czas. Po burzliwej wymianie poglądów, której napięcie bliskie było wyładowaniom atmosferycznym, zaprosiła partnera do kuchni, rzekomo z zamiarem pomocy w przygotowaniu kolacji. Kiedy Jerzy przekroczył próg, został ugodzony w bark potężnym nożem. Nim zorientował się o co chodzi, błękitna koszula nasiąknęła krwią. Barbara z nożem w ręku wyglądała niczym upiór, a jej oczy ciskały błyskawice. - Zamorduję ciebie i siebie - krzyknęła. Kiedy próbował jej wyrwać z dłoni niebezpieczne narzędzie, otrzymał ponowny cios, tym razem w prawą dłoń. Ponieważ sytuacja robiła się z każdą chwilą coraz bardziej przykra, pchnął dziewczynę na środek kuchni, a sam wybiegł z mieszkania z zamiarem odwiedzenia pogotowia ratunkowego. Nie interesowało go w tej chwili, co uczyni dalej wzburzona do granic partnerka. Barbara najpierw stała przy oknie, oglądając biegnącego w kierunku postoju taksówek Jerzego, następnie umyła zakrwawione dłonie i udała się do sypialni. Tam wypiła garść przygotowanych "na wszelki wypadek" środków nasennych. Nikt jej w próbie samobójstwa nie mógł przeszkodzić. Był akurat piątkowy wieczór przed wolną sobotą. Jerzy z zabandażowaną ręką zjawił się w mieszkaniu dopiero po południu w poniedziałek. Zdumiał się bardzo widząc na łóżku sztywną przyjaciółkę. Jak łatwo się domyślać, fakt jej śmierci spowodował niezbyt miłe perturbacje w domu rodzinnym (okazało się, że żona o wszystkim wiedziała) oraz mało przyjemne rozmowy z prokuratorem, którego nurtowały motywy decyzji pani Barbary. Być może Jerzy wyszedłby z tej "opresji" na sucho, gdyby nie usłużni sąsiedzi jego kochanki. Otóż nie wahali się oni uchylić rąbka tajemnicy o głośnych awanturach, krzykach i dziwnym stukaniu, jakie wydarzyły się bezpośrednio przed tragedią. Bogu ducha winnego kochanka czeka jeszcze rozprawa sądowa. Co prawda obrona przewiduje wyrok uniewinniający. Nawet jeśli tak będzie, pozostanie niezbyt miłe wspomnienie, którego nijak nie da się wymazać z pamięci. Artur Zach PRZECZYTAJ INNE HISTORIE: Historie krwią spisane Pani zabiła pana Humor z prokuratorskiej teki Zagadkowa śmierć Opowieści z piekła rodem Słowa zza grobu Trup w dywanie Wampir o twardej psychice