FRAGMENT KSIĄŻKI: Kiedy około 180 lat temu w krajach skandynawskich zidentyfikowano "epokę wikińską", fakt ten rozpalił wyobraźnię pisarzy i malarzy. Fridtjofs Saga szwedzkiego autora Esaiasa Tegnéra, którą wydano w 1820 roku, stała się bestsellerem w całej Europie, dając początek fali zainteresowania, początkowo na gruncie antykwarycznym, a potem także literackim i historycznym, staronordyckimi sagami. Artyści tacy jak Johannes Flintoe, P.N. Arbo czy Anker Lund zrobili kariery na tworzeniu ilustracji scen i postaci z sag. Ich twórczość walnie przyczyniła się do spopularyzowania idei "epoki wikingów". Niemniej jednak osobom obdarzonym mniejszą dozą romantyzmu potrzeba było czegoś więcej, by potwierdzić istnienie epoki wikińskiej jako kultury i cywilizacji na tyle odrębnej, by nadanie jej własnej, osobnej nazwy było zasadne. Gdy owo potwierdzenie w końcu się pojawiło, przerosło najśmielsze oczekiwania. Pod koniec XIX i na początku XX wieku w Norwegii dokonano serii sensacyjnych odkryć archeologicznych. Pierwszym z trzech okrętów (langskipów) epoki wikińskiej, które przez ponad 1000 lat spoczywały we wnętrzach kurhanów w południowo-wschodniej rolniczej części Norwegii, była łódź z Tune. Odkopana w 1867 roku na Rolvsøy w rejonie Østfold, została zbudowana około 900 roku. Prostokątna komora grobowa za masztem zawierała szczątki mężczyzny i konia, miecz, włócznie i resztki siodła. To odkrycie wywołało spore poruszenie i dostarczyło nowych, istotnych informacji na temat konstrukcji wikińskich długich łodzi znanych dotychczas z opisów w sagach i przedstawień na ozdobnych tkaninach. Wkrótce langskipy stały się charakterystycznym symbolem epoki wikingów. Trzynaście lat później odkryto kolejną łódź, tym razem wewnątrz kurhanu w Sandar w okręgu Vestfold. Znana jako łódź z Gokstad, przyćmiła znalezisko z Tune. Ekspertyza medyczna ludzkich szczątków z komory grobowej, wykonana w 2007 roku przez profesora Pera Holcka z Wydziału Anatomii Uniwersytetu w Oslo, ujawniła obraz bardzo różny od wyników badań przeprowadzonych wkrótce po odkryciu łodzi. Te pierwsze badania wskazy wały, że pochowany w łodzi mężczyzna miał od 50 do 70 lat i cierpiał na reumatyzm w tak zaawansowanym stadium, że prawdopodobnie był przykuty do łóżka i nie mógł samodzielnie jeść. Tymczasem profesor Holck ustalił, że był to niezwykle rosły i muskularny mężczyzna w wieku około 40 lat. Przy wzroście 181 cm, był mniej więcej o 15 cm wyższy od przeciętnego mężczyzny tamtych czasów. Jego kości udowe ważyły o 30 procent więcej niż u współczesnych mężczyzn podobnego wzrostu, co sugerowało, że większość życia spędził w siodle, a mięśnie jego ud stale pracowały, utrzymując w ryzach wierzchowca. Ponadto neurolodzy ze Szpitala Narodowego w Oslo odkryli, że miał gruczolaka albo guza przysadki mózgowej, który powodował nadmierną produkcję hormonu wzrostu i przypuszczalnie nadał mu cechy fizyczne kojarzone z gigantyzmem. Mężczyzna, jak przystało na pierwszego "autentycznego" wikinga, zmarł śmiercią gwałtowną. Proponowany przez profesora Holcka rozwój wypadków sugeruje, że wódz z Gokstad wpadł w zasadzkę zastawioną przez dwóch, może trzech napastników. Cios mieczem w lewą nogę, tuż poniżej rzepki kolanowej, spowodował, że nie mógł się utrzymać na nogach. Wtedy jego lewe kolano zaatakowano po raz drugi, jakąś bronią obuchową. W ferworze walki stracił, odrąbaną kolejnym ciosem, zewnętrzną część prawej kostki. Dźgnięcie w prawe udo trafiło niebezpiecznie blisko aorty. Te cztery rany, zadane przez trzy różne narzędzia, wystarczyły, by go zabić. Razem z nim pochowano tuzin koni, sześć psów, pawia, pięć łóżek, trzy małe łodzie, kocioł z brązu z łańcuchem do podwieszania, beczkę, wiadra oraz 64 tarcze ze śladami żółtej i czarnej farby, które pierwotnie mocowano po zewnętrznej stronie burt łodzi. Komora grobowa w kształcie namiotu, w której spoczywał szkielet, w dolnej części miała konstrukcję zrębową (lafteteknikken) i stanowi jedyny fizyczny dowód, że ta technika ciesielska była znana wikingom. Łódź z Gokstad usunęło w cień odkrycie jeszcze bogatszego i bardziej kunsztownego znaleziska - łodzi z Oseberg, odkopanej w Slagen w okręgu Vestfold w 1904 roku. W przeciwieństwie do innych kurhanów na zachodnim brzegu Oslofjordu, jak te w Borre i Farmannshaugen niedaleko Tønsberg, z kopcem na farmie Oskara Roma nie wiązały się żadne podania sugerujące, że może to być pradawne miejsce pochówku. Miejscowi nazywali je "Revehaugen", co oznaczało miejsce, gdzie można spotkać lisy. Fala krajowego i międzynarodowego zainteresowania wy wołana znaleziskiem z Gokstad spowodowała jednak, że w Norwegii zaczęto aktywnie poszukiwać kurhanów, które mogły być miejscem pochówków łodziowych, więc Rom wykonał w Revehaugen kilka wykopów na chybił trafił. Znalazł przedmiot, który uznał za interesujący, i 8 sierpnia 1903 roku udał się do Oslo (wówczas noszącego nazwę Kristiania), by go pokazać profesorowi Gabrielowi Gustafsonowi, kuratorowi Uniwersyteckiego Muzeum Starożytności. Gustafson był początkowo sceptyczny, ale widok niewielkiego kawałka drewna pokrytego ornamentem, który Rom wydobył z pagórka, natychmiast rozwiał jego wątpliwości. Dwa dni później osobiście przybył na miejsce. Po przeprowadzeniu badań sondażowych nabrał pewności co do znaczenia i rozmiarów znaleziska. Pora roku była już zbyt późna, by rozpocząć regularne prace archeologiczne, dlatego zamknął szyb, by zabezpieczyć znalezisko przed mrozem, i spędził zimę na logistycznych i finansowych przygotowaniach do prac terenowych. Niecały rok później, 13 czerwca 1904 roku, zapewniwszy sobie niezbędne wsparcie finansowe, rozpoczął wykopaliska. Kurhan miał około 40 metrów średnicy i wznosił się na wysokość około 2,5 metra ponad otaczające je pole - pierwotnie, zanim zaczął się zapadać, miał szacunkowo 6,5 metra wysokości. Lato okazało się suche, co dla zespołu badawczego było sprzyjającą okolicznością. Fakt ten ułatwiał pracę i uzasadniał decyzję, by przegrodzić pobliski strumień i poprowadzić od niego gumowe węże doprowadzające wodę i utrzymujące łódź w stanie odpowiedniej wilgotności. Pierwsze znaczące znalezisko misternie rzeźbioną stewę rufową - wydobyto po kilku dniach prac. Był to pierwszy sygnał, jak przełomowe będzie odkrycie tego grobu i jego zawartości dla zdefiniowania epoki wikingów. Odkryto bowiem przedmiot uzupełniający i poszerzający istniejące koncepcje na temat sztuki wikińskiej, które do tej pory opierano na drobnych ozdobach, kamieniach runicznych ze Szwecji, gotlandzkich kamieniach obrazkowych oraz wzorach i obrazach wyrytych przez snycerzy na drzwiach norweskich kościołów słupowych już po wprowadzeniu chrześcijaństwa. Wkrótce stało się jasne, że łódź pod naciskiem przykrywającej ją ziemi połamała się i znacznie zdeformowała. Dolna część została wciśnięta w znajdującą się pod spodem miękką glinę. Stępka pękła w połowie długości, a komora grobowa (umiejscowiona, podobnie jak na łodzi z Gokstad, za masztem) została wypchnięta w górę, aż znalazła się powyżej krawędzi burt. Wewnątrz komory znajdowały się dwa łoża, w których pierwotnie spoczywały ciała dwóch kobiet. Grób, nie wiadomo kiedy, został splądrowany, a szczątki wyjęte z łóżek przez intruzów rozrzucili oni kości w szybie, przez który wtargnęli do kurhanu. Mniejsze znaleziska były kruche, często w kawałkach i przesiąknięte wilgocią. Każdy wydobyty przedmiot był pakowany w mokry mech i wysyłany do Oslo w cotygodniowych transportach. Drewniana skrzynia z wiekiem na zawiasach, która leżała nietknięta przez 1000 lat, otworzyła się gładko przy pierwszej próbie. Wszędzie na pokładzie znajdowały się także porozrzucane liny. Po zebraniu mniejszych przedmiotów nadszedł czas na wydobycie samej łodzi. Archeolog Nikolay Nikolaysen, który kierował wykopaliskami w Gokstad, miał szczęście - jego langskip nie rozpadł się, jedynie pękł na pół, co ułatwiło mozolny transport statku w dwóch kawałkach do Oslo. Tymczasem łódź z Oseberg, chociaż zachowała pierwotny kształt, była pokruszona i przypominała gigantyczną układankę. Zatrudniono inżyniera morskiego, który sukcesywnie identyfikował i oznaczał każdy z prawie 2000 fragmentów. Prace wykopaliskowe ukończono 5 listopada, po czym łódź ruszyła śladem mniejszych znalezisk w górę fiordu do Oslo, gdzie rozpoczęła się jej rekonstrukcja. Najpilniejszym zadaniem było zapobieżenie rozpadowi poszczególnych elementów. Znaczna część drewna dębowego, którego użyto do budowy łodzi, zachowała się w stosunkowo dobrym stanie i podczas żmudnego procesu suszenia mogło ono zostać zakonserwowane olejem lnianym oraz kwasem karbolowym. Inne rodzaje drewna zabezpieczono w wodzie. Przedmioty wykonane z żelaza wysuszono i zanurzono w podgrzanej nafcie, by zapobiec rdzewieniu. Obiekty z brązu wysuszono i polakierowano. Liny potraktowano gliceryną, a skórę olejem. Szczególnym wyzwaniem były znaleziska tekstylne. Wełna i jedwab zachowały się w glinie dość dobrze, ale płótno uległo procesowi koagulacji, tworząc coś na kształt przekładańca, którego poszczególnych warstw praktycznie nie sposób było rozdzielić. Tymczasem Gustafson wyruszył w podróż po europejskich muzeach, odwiedzając kolegów po fachu i konsultując z nimi najnowsze techniki konserwacji. Wrócił do Oslo z pomysłem nasączenia drewna roztworem ałunu i wody. Po takim zabiegu drewno należało opłukać z zewnątrz i pozwolić, by wyschło. Ałun, który wniknął do wewnątrz, ulegał krystalizacji, zapobiegając kurczeniu się drewna. Następnie wyschnięte drewno zanurzano w oleju lnianym i pokrywano warstwą matowego lakieru. To była najlepsza technika konserwacji dostępna Gustafsonowi, niestety, z czasem okazało się, że ałun powoduje, iż drewno staje się kruche i bardzo podatne na zmiany temperatury oraz wilgotności. Jeśli taka zmiana nastąpi zbyt raptownie, proces krystalizacji ałunu odwraca się, rozsadzając drewno. Po zabiegu konserwacji okazało się, że do zrekonstruowania stępki można wykorzystać ponad 90 procent oryginalnej dębiny oraz ponad połowę żelaznych gwoździ. Dziobnica i tylnica, podobnie jak rumpel (drążek sterowy), zostały zdeformowane. Konserwatorzy nie bez obaw poddali je działaniu pary i pod naciskiem przywrócili im pierwotny kształt. Stewa rufowa, której górną część odkryto w szybie wykopanym przez rabusiów, nie przetrwała kontaktu ze świeżym powietrzem. Jako jedyna całkowicie nowa część odrestaurowanej łodzi została zaprojektowana w kształcie smoczego ogona, by pasowała do głowy smoka wieńczącej dziób. Projektując nową tylnicę, wzorowano się na normandzkich okrętach inwazyjnych przedstawionych na tkaninie z Bayeux. Rekonstrukcja łodzi, od odkrycia w 1904 roku do ukończenia projektu w 1926 roku, zajęła 22 lata. W tym czasie zbudowano specjalne muzeum dla wszystkich trzech łodzi, zlokalizowane na półwyspie Bygdøy około półtora kilometra od centrum Oslo. W dniu 27 września 1926 roku łódź z Oseberg, umieszczona w ramie z drewna i ze stali, została przeniesiona na specjalnie przystosowany wagon kolejowy i rozpoczęła długą podróż z uniwersyteckiego warsztatu przy Fridriksgate 3 do doków przy Pipervika. Wagon przemieszczano ulicami Oslo po torach układanych przez oddział żołnierzy. Po każdych 100 metrach ten swoisty kondukt pogrzebowy zatrzymywał się, po czym szyny przekładano z tyłu wagonu na przód. Postępy obserwował tłum gapiów. Wprowadzono zaostrzone środki bezpieczeństwa z obawy przez aktami wandalizmu ze strony osób niezrównoważonych psychicznie lub nietrzeźwych. Na nabrzeżu Pipervika łódź przełożono na barkę, która odbyła krótką podróż na półwysep. Tam powtórzono proces przekładania torów, wciągając łódź w górę Huk Aveny do muzeum, gdzie dołączyła do okrętów z Tune i Gokstad. W 1948 roku, oddając szacunek szczątkom obu kobiet, których śmierć rozpoczęła ponad 1000 lat wcześniej ten ciąg wydarzeń, ceremonialnie pochowano je w obecności króla Norwegii w granitowych sarkofagach wewnątrz zrekonstruowanego kurhanu w Slagen. Nawet gdyby grób łodziowy z Oseberg i jego zawartość były jedynymi pozostałościami po epoce wikingów i ich kulturze, i tak mielibyśmy wielkie szczęście, ponieważ rodzaj oraz jakość wydobytych z niego przedmiotów znacznie przewyższają wszystko, co znaleziono w innych miejscach pochówków - po pierwsze, z racji samej wartości artystycznej, a po drugie, ze względu na ilość praktycznych informacji na temat życia i wierzeń wikingów.