Do udziału uprawnionych jest 5,5 mln londyńczyków, którzy wybierają wśród 10 kandydatów na burmistrza. Lokale wyborcze zostaną zamknięte o godz. 23.00 czasu polskiego. W ocenie komentatorów duża frekwencja dowodzi wyrównanych szans dwóch głównych kandydatów laburzysty Kena Livingstone'a i konserwatysty Borisa Johnsona. Innym powodem zainteresowania wyborami jest to, że idzie w nich o dużą stawkę. Burmistrz zarządza budżetem w wys. 11 mld funtów rocznie, odpowiada za transport miejski, który wymaga modernizacji, policję, straż pożarną. Od obecnej kadencji przejmie też odpowiedzialność za budownictwo mieszkaniowe i szkolenie zawodowe. Będzie też miał rolę w przygotowaniu Olimpiady w 2012 r. Oprócz władz Londynu wybierani są członkowie 137 organów samorządu lokalnego w Anglii i 22 w Walii (łącznie 4102 radnych). Wybory uważane są za najważniejszy sprawdzian popularności premiera Gordona Browna od czasu objęcia przez niego urzędu premiera latem ub. r., a ich wynik może mieć wpływ na termin rozpisania wyborów powszechnych. Według Wiktora Moszczyńskiego ze Zjednoczenia Polskiego, wyborcy w terenie mogą zechcieć ukarać Browna za zniesienie najniższego 10- procentowego progu podatkowego dla najmniej zarabiających, mimo że premier częściowo wycofał się z tej decyzji. "Zaskoczony jestem tym, że wielu tradycyjnych wyborców Partii Pracy mówi mi, że nie widzi powodu, by głosować na Livingstone'a" - powiedział Moszczyński PAP. Przegrana Livingstone'a byłaby dla rządzącej Partii Pracy dotkliwym ciosem, ponieważ rząd Browna oficjalnie go poparł. - Opozycyjni konserwatyści zinterpretowaliby zwycięstwo swego kandydata jako wyraz tego, że złapali wiatr w żagle, choć na dłuższą metę współpraca Johnsona z liderem konserwatystów Davidem Cameronem mogłaby okazać się trudna - dodaje Moszczyński. Do udziału w wyborach zarejestrowało się ok. 65 tys. Polaków. Według Adama Komarnickiego z ponadpartyjnej inicjatywy "Polacy Głosują", wymiernym efektem mobilizowania Polaków do udziału w wyborach jest zainteresowanie społecznością polską ze strony angielskich polityków. - To zainteresowanie Polakami przez angielskich polityków może przeobrazić sposób, w jaki Polacy są tu postrzegani i jeśli wykorzystamy to (w naszej działalności organizacyjnej - przyp. red.), to możemy na tym tylko zyskać - ocenił.