Jak oceniła, największe szanse na zwycięstwo w drugiej turze wyborów prezydenckich w stolicy ma kandydatka PO Hanna Gronkiewicz-Waltz. Według pani profesor, wstępne wyniki wyborów samorządowych w dużych miastach pokazują też, że kampania PiS przeciwko elitom wyraźnie osłabiła poparcia dla tej partii. - Kazimierz Marcinkiewicz cieszył się ogromnym zaufaniem, jest chyba nadal najpopularniejszym politykiem, dziwi więc, że uzyskał w sumie tak niskie poparcie (w stolicy). Oznacza to bowiem, że przez część wyborców postrzegany był jako kandydat PiS - podkreśliła profesor. Zwróciła jednak uwagę, że Gronkiewicz-Waltz uzyskała w wyborach na prezydenta niższe poparcie, niż jej partia w wyborach do Rady Miasta. - Widać jak w wyborach na prezydenta stolicy przełamują się preferencje personalne z preferencjami politycznymi. W wyborach do Rady Miasta widoczne jest głosowanie partyjne i dlatego PiS przegrał w stolicy - powiedziała Kolarska-Bobińska. Jej zdaniem, jeśli nic się nie stanie, największe szanse na zwycięstwo w drugiej turze warszawskich wyborów prezydenckich będzie mieć kandydatka PO. Zagłosuje na nią bowiem część wyborców kandydata lewicy Marka Borowskiego (który zajął trzecie miejsce) - podkreśliła. W ocenie pani profesor, w stolicy uderza też duże poparcie dla lewicy. - Jest to silny głos protestu przeciwko obecnym rządom PiS i zaznaczenie, że PO nie spełnia oczekiwań dużej grupy ludzi, którzy PiS-owi się sprzeciwiają. Ich zdaniem, PO nie jest dostatecznie opozycyjna - powiedziała Kolarska-Bobińska. Odnosząc się generalnie do wyborów zwróciła uwagę, że można było w nich wyróżnić trzy sposoby głosowania wyborców. - Na poziomie wyborów na prezydentów miast w dużym stopniu kierowano się oceną osób, były to wybory personalne. Oceniano jak prezydenci rządzili dotychczas i widać, że premiowani byli ci, którzy byli dobrymi gospodarzami. W dużych miastach widać też tęsknotę za stabilizacją. Wyborcy nie chcą żadnych rewolucji niespodzianek, jeśli ktoś dobrze rządził dostaje bardzo duże lub duże poparcie - podkreśliła. Jak zauważyła, w dużych miastach wybory do samorządów zdominowane zostały przez preferencje partyjne wyborców. - Wiedzieli oni bardzo mało o kandydatach, bo kampania samorządowa w dużych miastach była słaba i zdominowana przez kampanię partyjną. Był to więc w pewnym sensie plebiscyt za, albo przeciw obozem rządzącym - podkreśliła pani profesor. Jak dodała prawdziwe wybory samorządowe widoczne były natomiast na poziomie gmin i powiatów gdzie stawiano na "dobrych gospodarzy". Odnosząc się do frekwencji, która według PKWN o 16.30 wyniosła ponad 34 proc. Kolarska-Bobińska powiedziała, że wydaje się ona być większa niż by się tego spodziewano. - Może jest tak, że do ludzi dotarła świadomość, że jeżeli nie biorą udziału w wyborach inni za nich się wybierają - zaznaczyła. Zobacz nasz raport specjalny "Bitwa o samorządy"