Szukanie nowego mieszkania lub domu do wynajęcia zaczyna się zwykle od odwiedzania internetowych stron ogłoszeniowych. Później dochodzą strony agencji nieruchomości, wiadomości w gazetach, zamieszczanie własnych ogłoszeń o poszukiwaniu mieszkania lub pokoju - te, obok innych, pojawiają się także na ulicy; chociażby na witrynach sklepów z rodzimą żywnością. Jeśli czas na to pozwala decydujemy się także na osobiste odwiedzanie agencji. Sposobów na szukanie jest wiele. Najbardziej bezpieczne, ale także niepozbawione dodatkowych kosztów i niedogodnie okazują się być propozycje agentów nieruchomości. Powszechnie wiadomo, jak niedorzecznie wysokie potrafią być tzw. agency fee, czyli opłaty agencyjne. Poza tym z oczywistych względów oferty takie są po prostu droższe. Do tego dochodzą wymogi agencji, którym często nie sposób sprostać. Owe wymagania, koszty i komplikacje skłaniają do szukania mieszkań z ominięciem pośrednictwa agencji. Korzystamy wtedy przeważnie z prywatnych ogłoszeń w prasie lub w internecie; rzadziej ze znajomości. Witryny internetowe, to zdecydowanie najbardziej popularny wybór. Kusi łatwy dostęp do informacji o wybranym mieszkaniu, kontakt bezpośrednio z właścicielem lub osobą upoważnioną i oczywiście nieporównywalnie niższe koszty wynajmu oraz brak dodatkowych opłat. Na tych, którzy decydują się rezygnować z usług oferowanych przez agenta nieruchomości czyhają jednak inne, często niemiłe niespodzianki. Mowa tutaj o nieuczciwych ofertach, których nie brakuje na witrynach internetowych. Najpierw płać, potem oglądaj Nieuczciwe propozycje wynajmu mieszkań teoretycznie same rzucają się w oczy. Wydają się być po prostu zbyt piękne, aby były prawdziwe. Ciekawość jednak często bierze górę i decydujemy się sprawdzić takie oferty. Cuda przecież czasem się zdarzają i bywa tak, że na pozór niemożliwe ogłoszenia okazują się doskonałą okazją do wynajęcia przyzwoitego mieszkania za naprawdę niewielkie pieniądze. Podbudowani takimi przesłankami decydujemy się sprawdzać nawet najbardziej nierealne ogłoszenia, żeby później nie zmagać się z uwierającą myślą, że trzeba było przynajmniej spróbować. I tak na popularnej stronie Gumtree znajdujemy pierwsze interesujące ogłoszenie. 1 bedroom flat/ Bayswater, London/ 150 funtów tygodniowo; w tym council tax i wszystkie rachunki. Z uprzednio sprawdzonych ofert agencyjnych wynika, że średnia cena wynajmu tego typu mieszkań w owej dzielnicy wynosi 300 funtów za tydzień, nie wliczając rachunków! Właściciel przedstawia się imieniem Robert, podaje dokładny adres mieszkania w ekskluzywnej części Bayswater i załącza zdjęcia apartamentu. Robi wrażenie. Przestronny, jasny salon, ogromna sypialnia, oddzielnie łazienka i toaleta oraz odseparowana kuchnia. Wszystko pięknie umeblowane, a ściany zdobią niebagatelne obrazy. Robert nie zostawia numeru telefonu, a jedynie adres e-mail. Odpowiedź na list z prośbą o dokładniejszy opis mieszkania i warunków wynajmu oraz o podanie terminu, w którym można by owe mieszkanie obejrzeć przychodzi następnego dnia. Niejaki Robert podaje wszystkie szczegóły i dodaje, że mieszkanie można zobaczyć w każdej chwili. Nie będąc nachalnym pyta, czy wciąż jesteśmy zainteresowani. Na pozytywną odpowiedź właściciel przysyła list po którym czar pryska. Pisze w nim o warunkach, jakie należy spełnić jeszcze przed spotkaniem. Robert przedstawia się tym razem szerzej, jako niezwykle zajęty człowiek interesu, który obecnie przebywa poza Londynem. Zwierza się, iż wcześniej kilkakrotnie przyjeżdżał do stolicy na spotkanie z potencjalnymi najemcami, a ci albo nie stawiali się o umówionej porze, albo nie mieli gotówki, a on jest zainteresowany błyskawicznym podpisaniem kontraktu, w dodatku w obecności jego prawnika. Razem z prawnikiem wpadli więc na pewien pomysł, który umożliwi Robertowi utwierdzenie się w przekonaniu, że ma do czynienia z poważnym najemcą. Otóż zanim Robert pojawi się w Londynie należy udowodnić, że dysponuje się odpowiednią gotówką, czyli, że jest się w stanie zapłacić miesięczny depozyt oraz miesięczny czynsz z góry. Razem 1200 funtów. W tym celu sugeruje rzeczoną kwotę wpłacić do MoneyGram (przekazy pieniężne), który ma swoje biuro niemal na każdej poczcie i przekazać te pieniądze komuś zaufanemu, na przykład przyjacielowi. Procedura dokonania takiego przekazu nie jest skomplikowana. Operacja zostaje opatrzona numerem referencyjnym. Zostaje oczywiście także pobrana opłata manipulacyjna, którą Robert zobowiązuje się zwrócić po podpisaniu kontraktu. Jedyne, czego oczekuje, to wysłanie mu pocztą elektroniczną kopii potwierdzenia całej operacji. W ten sposób będzie pewny, że potencjalny najemca posiada niezbędną ilość pieniędzy. Udowodni tym samym, że jest poważnie zainteresowany wynajęciem jego mieszkania. Pieniądze są bezpieczne, gdyż tylko osoba posiadająca dowód tożsamości ze zdjęciem, czyli paszport lub prawo jazdy, może podjąć kwotę w dowolnym biurze MoneyGram. Po wpłaceniu pieniędzy zgodnie ze wskazówkami Roberta ktoś zaufany, na kogo nazwisko dokonany został przelew, wybiera gotówkę w innym oddziale. Kopię transakcji zostaje wysłana do właściciela mieszkania na Bayswater. Ma teraz wszystkie szczegóły transakcji potrzebne do wybrania pieniędzy w innym oddziale. Dane wpłacającego i wypłacającego oraz numer referencyjny. Żeby to zrobić musi jedynie sfałszować dowód tożsamości, w tym wypadku najłatwiej podrobić prawo jazdy. Przed całą operacją dzwonimy na linię informacyjną biura transferowego z zapytaniem, czy podobne oszustwa są możliwe. Okazuje się, że owszem, i że takowe miały miejsce w przeszłości. Na reakcję Roberta nie trzeba długo czekać. Odpisuje informując, że nie może przyjechać do Londynu, gdyż sprawdził wysłany mu numer referencyjny MoneyGram i dowiedział się, że na koncie nie ma już żadnych pieniędzy. W odpowiedzi przeczytał o tym, czego dowiedzieliśmy się podczas rozmowy z asystentem informacyjnym na temat oszustw związanych z podejmowaniem pieniędzy za pomocą sfałszowanych "ID". Tajemniczy businessman więcej się nie odezwał. Pod bożą podszewka Kolejne ogłoszenie dotyczy także mieszkania w Bayswater. Tym razem na zainteresowanie ofertą odpowiada niejaki Mr. J. Coleman, który przedstawiając się nazwiskiem próbuje chyba uwierzytelnić własną osobę. W liście wyjaśnia, że obecnie przebywa w Afryce pracując dla misji katolickiej "w służbie bożej", jak to określa. Dodaje także, że odtąd kontaktować się będzie jego żona, która powinna w tym czasie przebywać w Londynie. Dzień później przychodzi e-mail od Mrs Mary Coleman, który oprócz istotnych szczegółów dotyczących mieszkania zawiera wzruszającą historię. Okazuje się, że Mr Coleman, jest Pastorem, do tego inwalidą i pomaga w prowadzeniu Misji gdzieś w Afryce. Oboje z żoną są bardzo religijni, toteż żona także udziela się w pracy na rzecz kościoła, lecz głównie tutaj, w Anglii. Jednak akurat pilnie musiała polecieć do Stanów Zjednoczonych, zabierając ze sobą klucze oraz dokumenty potwierdzające prawa Państwa Coleman do apartamentu. Zamierzała bowiem stamtąd wynająć komuś mieszkanie w Londynie. Nie zdążyła oddać sprawy do agencji nieruchomości, gdyż wyjechała nagle. Zasugerowała jednak, że może przesłać klucze jakiejś znajomej osobie, która mogłaby zaprezentować owo śliczne i przytulne mieszkanie. To zdołało uwiarygodnić całą ofertę. Do listu dołącza zdjęcia oraz wszelkie niezbędne informacje, takie jak plan mieszkania, koszty opłacania council tax, odległość do stacji metra, w tym wypadku do South Kensington, krótką charakterystykę okolicy, w której znajduje się kamienica oraz cenę zawierającą opłaty wszystkich rachunków, z wyjątkiem council tax. Koszt wynajmu ma wynosić 700 funtów miesięcznie (1 bedroom flat) i biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, jest niezwykle korzystny. W załączniku znajduje się ponadto formularz osobowy, o którego wypełnienie oraz odesłanie prosi Pani Coleman. Mnogość informacji, urzekająco szczery list oraz perspektywa obejrzenia mieszkania sprawiają wrażenie uczciwej oferty. Następnego dnia przychodzi kolejny e-mail. Okazuje się, że pani M. Coleman nie może skontaktować się z nikim, komu mogłaby wysłać klucze. W związku z tym wspaniałomyślnie postanawia zrezygnować z proponowania zapłaty miesięcznego depozytu, ale oczekuje wpłaty za miesiąc z góry na wskazane przez siebie konto bankowe, na które później należałoby wpłacać pieniądze pierwszego dnia każdego miesiąca. Dodała, iż rozumie niezręczność owej sytuacji, ale w tym wypadku nie może postąpić inaczej. Zapewniając o swoich najszczerszych intencjach sugeruje by jej zaufać, gdyż ona także darzy zaufaniem tego, komu oddaje swój dobytek pod opiekę. Po sprawdzeniu przelewu pani Coleman ma przysłać klucze oraz podpisany przez siebie kontrakt na okres jednego roku. Jest już w posiadaniu danych osobowych zainteresowanego, toteż do niego należy także podpisanie kontraktu i odesłanie go pod wskazany adres w Nowym Jorku. Odpisujemy, że wpłacenie 700 funtów na jakieś konto, przed obejrzeniem mieszkania budzi pewne obawy, i że oczekujemy innego, mniej kontrowersyjnego rozwiązania, gdyż niedawno ktoś inny próbował wyłudzić pieniądze w podobnych okolicznościach. Jak się można spodziewać, list pozostaje bez odpowiedzi. Najpierw transfer Trzecie ogłoszenie, budzące zainteresowanie niemożliwie korzystnymi warunkami dotyczy mieszkania w równie ekskluzywnej, co poprzednie, dzielnicy - Chelsea. Sytuacja wyglądała podobnie do poprzednich, a szczególnie do pierwszej. Po wymianie kilku uprzejmych listów wychodzą na jaw komplikacje związane z tymczasowym pobytem właścicielki apartamentu w Stanach Zjednoczonych. Sugeruje, żeby czterotygodniowy depozyt oraz miesięczny czynsz z góry, który wynosi jedynie 650 funtów, wpłacić na nazwisko kogoś zaufanego do Western Union i przesłać jej następujące dane: Numer referencyjny transakcji, moje dane, łącznie z adresem, dane osoby upoważnionej do wypłaty gotówki oraz oczekiwaną kwotę, czyli w tym wypadku 1300 funtów. Po sprawdzeniu, czy pieniądze rzeczywiście zostały wpłacone, businesswoman, przedstawiająca się imieniem Marta, ma przylecieć do Londynu w umówionym terminie i pokazać mieszkanie w nadziei, że "dobije targu". Pamiętając nieuczciwą propozycję niejakiego Roberta nie ma sensu brnąć dalej. W liście zwrotnym niejaka Marta czyta historię o dwóch poprzednich próbach wyłudzeń pieniędzy, raz z wykorzystaniem nie Western Union, ale MoneyGram. Tajemnicza pani Marta rezygnuje z dalszej korespondencji. "Pomysłowi i bezczelni oszuści" Należy przyznać, że pomysłowość i zarazem bezczelność oszustów wprawia w zdumienie. Podobnych ofert znajdujemy jeszcze kilka. Na pięć sprawdzonych pięć okazuje się nieuczciwych. Wszystkie cechują niewiarygodnie niskie ceny wynajmu, szczególnie, że znajdują się w obrębie dwóch dzielnic - Chelsea i Bayswater, które są jednymi z najdroższych w Londynie. Interesującym okazuje się również fakt, że po pierwszej reakcji na ogłoszenie znika ono z witryny internetowej. Należy się zatem domyślać, że oszust, być może w wielu przypadkach jedna i ta sama osoba, pracuje tylko nad jedną potencjalną ofiarą w danym czasie. Po tym, jak kontakt się urywa ogłoszenie powraca na Gumtree. Takie anonse wyróżniają się także tym, że zazwyczaj nie zawierają kontaktowego numeru telefonu, a jedynie adres e-mail. Poza tym wyglądają zupełnie normalnie i stanowią zagrożenie dla bardziej ufnych lub po prostu nierozważnych. Tych z kolei zapewne nie brakuje. W przeciwnym wypadku nieuczciwych ogłoszeń nie byłoby tak wiele.