Dmuchanie na lodowate Zakaz używania pirotechniki istnieje i niewiele można z tym zrobić, bo tego wymagają przepisy nie tylko polskie, ale i europejskie. Budzi to irytację wszystkich, którzy choć raz mogli obejrzeć wspaniałe oprawy na polskich stadionach. W szarej i staczającej się na futbolowe dno polskiej lidze, niejednokrotnie widowiska na trybunach bywają ciekawsze od samego meczu. Często to one wyciągają fanów piłkarskich sprzed telewizorów na trybuny stadionów. Bez rac, sztucznych ogni, mecz nie jest już tym samym, ale przepis to przepis i coś trzeba z tym zrobić. Komisja Ligi tłumaczy, że musi reagować teraz, zanim ktoś ucierpi w wyniku np. dostania w głowę lecącą racą. Ale przecież równie dobrze, jakiś chuligan może kogoś zranić telefonem komórkowym i co wtedy? Zakażemy wnoszenia telefonów na trybuny? Kara, która i tak nic nie da Najbardziej boli to, że ukarano najlepszą publiczność w Polsce. Nie ma wątpliwości, że ostatnie lata to kawał dobrej roboty poznańskich kibiców, którzy pokazali, że aby przyciągnąć na stadion 25 tysięcy ludzi nie trzeba kupować Beckhama albo grać regularnie w Lidze Mistrzów. Za tę swoją dobrą robotę zostali ukarani i na to zgody być nie może. Zwłaszcza na jej formę - 15 tysięcy złotych kary za oprawy, za które rok wcześniej kibiców? nagrodzono 10 tysiącami w konkursie Orange Fair Play! Do tego zakaz zorganizowania wyjazdu kibiców na jeden mecz - komisja tłumaczy, że musiała się na to zdecydować, gdyż kibice już przed użyciem pirotechniki wliczają koszt ewentualnej kary. Nie wiem, co ma zmienić ten zakaz wyjazdu, gdyż jak pokazują fani warszawskiej Legii, tej kary i tak nie można wyegzekwować. Kibice w krawatach Co więc dała ta kara? Dla mnie nic poza sygnałem ze strony Ekstraklasy S. A., że zamierza budować ligę piłkarską bez kibiców. Wszystko ponoć w trosce o bezpieczeństwo. W takim razie proponuję kolejne przepisy poprawiające bezpieczeństwo. 1. Maksymalna liczba widzów na stadionie - 500 osób. 2. Wraz z biletem kibicowi zostaje przydzielony ochroniarz, który będzie siedział obok niego i pilnował do końca meczu. 3. Dzięki temu, że będzie tak mało widzów, będzie można od nich wziąć nie tylko numer PESEL, ale też kod DNA. 4. Na stadion będą wpuszczani tylko kibice elegancko ubrani, gdyż jak wiadomo, "kibic w krawacie jest mniej awanturujący się". 5. Na stadionie należy zachować się cicho, rozmawiać tylko półszeptem, aby nie przeszkadzać innym kibicom jak i samym piłkarzom. Wszak w teatrze nikt nie dopinguje aktorów okrzykami: "Janusz Gajos to jest potęga, Janusz Gajos najlepszy jest!". Z kibicem da się porozmawiać A tak poważnie. Na stadionie może dojść do wielu groźnych sytuacji, jak w każdym innym miejscu. Może warto zaufać kibicom, których zachowanie od wielu lat nie budzi najmniejszych zastrzeżeń? W Poznaniu udało się poprawić bezpieczeństwo na stadionie bez użycia rózgi, ale zwykłym dialogiem ze środowiskiem kibiców. - W ubiegłym roku w porozumieniu ze stowarzyszeniem kibiców, zaproponowałem, aby na własny koszt przeszkolili trzydzieści osób, które będą odpowiedzialne za pirotechnikę. Tak też się stało i te osoby mogły wnosić race na nasz stadion - mówi Henryk Szlachetka, dyrektor Lecha ds. organizacji i bezpieczeństwa. Rozwiązanie bardzo rozsądne i będące skutkiem rozmowy ze środowiskiem kibicowskim. Rzeczy, której Ekstraklasa S. A. najwyraźniej nie potrafi. W Poznaniu z kibiców wszyscy są zadowoleni. To oni sprawiają, że mecz ligowy to wydarzenie, którym żyje całe miasto. Każdy nowy sponsor przychodzący do klubu podkreśla, że do zainwestowania w Lecha przekonały go nie tyle wyniki sportowe, co właśnie wspaniali i liczni kibice, którzy z ligowego meczu tworzą wielkie widowisko. Niech każdy odpowiada za swoich Jestem przekonany, że sprawę rac da się jakoś rozwiązać. Obawy Komisji o to, co się stanie, gdy dojdzie do jakiegoś wypadku można wyeliminować, obarczając kluby konsekwencjami ewentualnych szkód, jakie spowoduje pirotechnika. To chyba najlepsze rozwiązanie - przecież to kluby odpowiadają za to, co kibice wnoszą na stadion. Jeśli klub ufa swoim kibicom, może się zgodzić na użycie rac i ewentualne skutki wziąć na siebie. Jeśli nie ufa, to się nie zgadza i sam dba o to, by na stadion nikt nie wnosił rac. Takie rozwiązanie podoba się dyrektorowi H. Szlachetce. - Co do naszych kibiców nie mam żadnych obaw. Do tej pory nie było żadnych wypadków z racami, a przed meczem z Widzewem nawet zapytali mnie, czy mogą użyć zimnych ogni. Członków Komisji Ligi zapraszamy na mecz do Poznania. Może wtedy zrozumieją, że mecz to nie tylko dwudziestu dwóch facetów ganiających za piłką, ale też wspaniały spektakl, który wykracza poza sport. Zakazywanie kibicom wyjazdu na mecz może się skończyć jedynie meczami przy pustych trybunach. No cóż, bezpiecznie wtedy będzie na pewno... Zenon Kubiak Wiadomość pochodzi z portalu Tutej.pl