- Polska zachowała się w tej dyskusji zgodnie z naszymi interesami narodowymi - przekonywał prezydent Aleksander Kwaśniewski i uspokajał nieprzekonanych. - Jestem pewny, że to co stało się w Brukseli nie jest ani całą historią Unii Europejskiej, nie jest nawet aktem w tej historii, ale jest wyłącznie epizodem. Epizodem, który wg opozycji, wygraliśmy, a dzięki temu dobrze zadebiutowaliśmy na europejskim forum. - My wygrywamy zdecydowanie na tym, że potrafimy przeprowadzać swoje racje, potrafimy je przeprowadzać w sposób kulturalny, dyplomatyczny - ocenia Jan Rokita. A niemal w słowo wchodzi mu Kazimierz Ujazdowski z PiS: - Polska musiała się przeciwstawić i przeciwstawiła się takim propozycjom, które obniżałyby naszą pozycję w UE. Bardziej ostrożny jest były szef Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej Jacek Saryusz-Wolski. - To nie jest ani zwycięstwo, ani przegrana, to jest po prostu przedłużenie w czasie, odroczenie tych ważnych spraw, ale na pewno nie dramat. Ale problemy mogą być... - mówi. W komentarzu w niemieckiej telewizji ARD pojawił się już nowy podział Europy na idealistów, którzy wnoszą coś do wspólnego dziedzictwa - i nie chodzi tu wyłącznie o pieniądze do unijnej kasy - czyli w domyśle: Niemcy, oraz na państwa o kramarskich duszach (czytaj: Polska i Hiszpania), które chcą tylko czerpać dla siebie profity z Unii. Niewykluczone więc, że gdy przyjdzie do podziału unijnej kasy, Polska zapłaci za swe twarde stanowisko. Już na początku stycznia Komisja Europejska przedstawi propozycje na temat budżetu 2007-2013 i rozpocznie się debata nad podziałem unijnych pieniędzy. Po wczorajszym fiasku szczytu w Brukseli kanclerz Gerhard Schroeder wyraźnie dał do zrozumienia, że konstytucja i budżet mogą zostać powiązane. A to oznacza, że Berlin, który najwięcej wpłaca do unijnego budżetu, zakręci Polsce kurek z pieniędzmi. Ponadto czekają nas konsekwencje polityczne. Prezydent Francji Jacques Chirac zamierza tworzyć Unię dwóch prędkości, czyli UE pierwszej i drugiej klasy. Polska oczywiście znalazłaby się w tej drugiej lidze. Oznaczałoby to, że najważniejsze decyzje dotyczące przyszłości Unii będą podejmowane za naszymi plecami.