Podobnie twierdzi także były szef dużej państwowej firmy, który w 2004 r. na polecenie szefów wywiadu miał się kontaktować z Andrzejem K. To w zupełnie nowym świetle ukazywałoby wydarzenia, które w konsekwencji doprowadziły do upadku rządu Jarosława Kaczyńskiego. Informator "Wprost" twierdzi, że Andrzej K. używał obecnego nazwiska w Kiejkutach, a to oznacza, iż nie jest ono prawdziwe, tylko operacyjne (część fałszywej tożsamości). Zdaniem informatorów tygodnika, afera gruntowa może być związana z działaniami służb, sprawdzających Andrzeja Leppera i jego relacje z osobami, które miały związki z rosyjskimi tajnymi służbami. Jak ustalili dziennikarze "Wprost", kontakty te badał kontrwywiad ABW we współpracy z AW. "Od późnej wiosny 2007 r. zgłaszali się do mnie oficerowie służb i mówili, że moje kontakty zagrażają bezpieczeństwu państwa. Odbyłem w tej sprawie kilka rozmów z ministrem Zbigniewem Wassermannem" - opowiada Andrzej Lepper. Przypomnijmy: 6 lipca 2007 r. funkcjonariusze CBA, pod zarzutem płatnej protekcji i przyjęcia łapówki, zatrzymali Piotra R. i Andrzeja K. Ten pierwszy jako współpracownik wicepremiera i ministra rolnictwa Andrzeja Leppera miał się domagać łapówki za wydanie decyzji o odrolnieniu gruntów pod Mrągowem. Ten drugi był pośrednikiem, który został zatrzymany po przyjęciu gotówki. Transakcja okazała się prowokacją przygotowaną przez CBA - biznesmeni zainteresowani odrolnieniem ziemi byli agentami biura. Andrzej Lepper został jednak ostrzeżony (prokuratura i politycy sugerowali, że zrobił to ówczesny szef MSWiA Janusz Kaczmarek). Konsekwencją tych wydarzeń było zdymisjonowanie Andrzeja Leppera, rozpad rządu i wcześniejsze wybory parlamentarne. Gdyby potwierdziły się informacje o powiązaniach głównych bohaterów afery gruntowej (czemu zaprzeczają przedstawiciele tajnych służb), mielibyśmy do czynienia z największym skandalem politycznym ostatnich lat.