Katarzyna Pawlicka, Interia: - Badacze, z Czesławem Miłoszem na czele, są zgodni, że Świrszczyńska dokonała jednoosobowej rewolucji w polskiej poezji. Dlaczego wciąż tak mało mówi się o jej twórczości? Wioletta Bojda: - Może taki jest los rewolucjonistów? Przekraczają skostniałe normy, niszczą stare porządki, by nowa myśl mogła wniknąć w przestrzeń, a potem... znikają. - Cisza wokół Świrszczyńskiej jest nawet zrozumiała - jej twórczość trudno jest promować, nie nadaje się na popularne akademie, zbyt wiele tu kantów. To dlatego, że Świrszczyńska skupiała się wyłącznie na własnym doświadczaniu życia, na swoich doznaniach i oczekiwaniach, rozczarowaniach też, siebie poznać chciała i to właśnie pokazała światu - "ja" krystaliczne, ale wystawione na przeciągi. Odważne posunięcie, trzeba to przyznać. Łamała konwencje, niszczyła mity, prawdopodobnie dlatego funkcjonuje na marginesie i tylko co jakiś czas bywa przywoływana, na przykład na okoliczność powstania warszawskiego z tomem "Budowałam barykadę", choć i tu trzeba ją cenzurować, jak na przykład w tym roku, kiedy wiersz "Niech policzą nasze trupy" rozdawany na obchodach rocznicy uznany został za wywrotowy... - W każdym razie za jej wielki powrót - nie na manifestacje, ale do literatury - odpowiedzialny jest Czesław Miłosz, a konkretnie jego książka "Jakiegoż to gościa mieliśmy" i tom poezji w jego opracowaniu z 1997 roku. Co ciekawe, to jednocześnie pierwszy i ostatni pełny zbiór Świrszczyńskiej. Czemu tak się dzieje? Coraz częściej słyszę głosy ze strony czytelników i dziennikarzy, którzy bezradnie poszukują tomów Świrszczyńskiej w księgarniach czy antykwariatach, ale nie ma ich nigdzie, nawet na Allegro... Polecam wtedy tom opracowany przez mojego przyjaciela Josepa Yserna, chwilę temu wyszedł w Madrycie, świetny, pełny wybór poezji Świrszczyńskiej, niestety w języku katalońskim. Jednak nie traćmy nadziei, może w końcu coś się zdarzy, w końcu wiele mamy w Polsce oficyn. "Budowałam barykadę" jakieś cztery lata temu wydało wydawnictwo IBL, ale chyba zabrakło odpowiedniej promocji, bo książka przeszła bokiem, całkiem niezauważona, choć i tak się wysprzedała. - A dodam, że do zagospodarowania są jeszcze rysunki Świrszczyńskiej, niezwykłe zupełnie, na przykład leżąca kobieta z rozstawionymi nogami, a w miejscu "amoralnego zwierzątka", jak eufemistyczne pisała Świrszczyńska, rozciąga się olbrzymia jama chłonąca wypełniona zębami... Albo z kwiatkiem na innym obrazku, są też różne warianty odalisek czy głowa z wzniesionymi do góry oczami, z której wyrasta potężna dłoń z wyprostowanymi palcami sięgającymi nieba, wariacje na temat melancholii, agonii, zupełnie niesamowite. Z tych samych zawirowań wyobraźni powstał tom "Jestem baba", prawie jestem tego pewna...