Dziennik przypomina w komentarzu redakcyjnym, że na wschodzie Ukrainy dochodzi do aktów przemocy, takich jak porwania i mordy na opozycjonistach, w które zamieszani są Rosjanie. Jednak reakcja Waszyngtonu na te działania jest powolna i "rozdzierająco umiarkowana". Dziennik przypomina, że Amerykanie wcześniej zapowiadali zdecydowaną reakcję na rosyjskie prowokacje, które miały się spotkać z nałożeniem dotkliwych sankcji. Tak się jednak nie stało - uważa w "Washington Post". Ogłaszając w poniedziałek rozszerzenie sankcji, przedstawiciele Waszyngtonu sami przyznawali, że nie liczą na ich efekt. "Nie przewidujemy, aby doszło do natychmiastowej zmiany w rosyjskiej polityce" - powiedział "WP" wysoki rangą doradca Białego Domu. Dziennik zadaje pytanie, czemu rząd Stanów Zjednoczonych powstrzymuje się od zdecydowanych kroków w obliczu prowokacyjnych działań Rosji na wschodzie Ukrainy. Ocenia, że polityka półśrodków Obamy mogła mieć sens jeszcze w lutym, kiedy nie doszło do eskalacji konfliktu i przejęcia przez Rosję Krymu. Jednak obecnie taka strategia nie ma sensu, o czym doskonale wiedzą władze w Moskwie, lekceważąc nawet postanowienia z Genewy, które podpisał rosyjski minister spraw zagranicznych - podkreśla "WP". Przedstawiciele Białego Domu ostrzegają, że Stany Zjednoczone rezerwują sobie prawo do nałożenia dotkliwych sankcji, które poważnie uderzą w rosyjską gospodarkę, gdyby doszło do agresji na Ukrainę - przypomina "Washington Post". I pyta retorycznie, czy do tego już nie doszło.