Niestety Kanada to nie Rosja i polski konsul z Vancouver miał pecha dopuścić się stłuczki po pijanemu, co skończy się najpewniej wydaleniem go ze służby dyplomatycznej. Trochę szkoda, bo rzecz dotyczy jednego z najbardziej doświadczonych polskich dyplomatów, wielokrotnego dyrektora i ambasadora. Zwłaszcza, że wbrew krzyczącym tytułom w portalach nie chodziło o żaden wypadek (bo nikt nie był poszkodowany) a o stłuczkę z samochodem straży pożarnej, po której oba samochody mogły kontynuować jazdę. Cóż - zwykły pech - szczególnie, że przepisy dotyczące prowadzenia po alkoholu są za oceanem zdecydowanie bardziej liberalne niż w większości państw Europy. Ale nie o konsula mi chodzi, a o pozostający reliktem realnego socjalizmu stosunek do alkoholu w ogóle. I o nadużycia medialne z tym związane. Oto czytamy wstrząsające reportaże o tym, że pijana matka opiekowała się małym dzieckiem. Pijana czyli mająca np. 0,3 promila alkoholu. Owo 0,3 promila, to w przybliżeniu jeden duży kieliszek wina. Ergo po wypiciu wina do obiadu matce nie wolno wyjść z dzieckiem na spacer. A niechby, nie daj Boże wpadła pod samochód - prowadzony przez trzeźwego idiotę. Jej wina. Kolejny, nieco bardziej kontrowersyjny przykład, pijana pani poseł. Kołchoz jakim jest polski Sejm połączony z poselskim hotelem wręcz zaprasza śledczych a raczej "śledczych" dziennikarzy do czatowania na polityków świętujących jakieś imieniny czy urodziny a następnie łapanie ich na bełkotliwej mowie czy mętnym wzroku. Żeby nie było wątpliwości pijani posłowie powinni ponieść surowe konsekwencje bo gdyby magazynier w spółdzielni rolniczej przyszedł do pracy w stanie "wskazującym na spożycie" to by wyleciał z hukiem w ciągu 15 minut. A posłowie są w pracy. Co więcej to oni mogą zmienić idiotyczne przepisy rodem z głębokiej komuny. No bo kierowca całkowicie legalnie jadący samochodem w Niemczech po obiedzie z 2 lampkami wina (0,5 promila) po wjechaniu do Polski staje się automatycznie przestępcą. Podobnie rzecz ma się z Litwą. Nie mówiąc już o Wielkiej Brytanii, gdzie limit wynosi 0.8 (czyli trochę więcej niż pół butelki wina). Tamtejszy kierowca w Polsce byłby bohaterem opowieści na pierwszej stronie Faktu jako oszalały zbrodniarz "wiozący śmierć".