Choć to może wydać się kuriozalne, ale największą krzywdę nowemu rodzajowi sił zbrojnych zrobili sami jego twórcy, choć zamysł utworzenia Wojsk Obrony Terytorialnej należy pochwalić i mu przyklasnąć, tak początki nie były takie różowe, a i dziś nie wszystko jeszcze działa, jak powinno. Plany tworzenia Wojsk Obrony Terytorialnej powstały jeszcze za czasów rządów koalicji PO-PSL. Wówczas jednak ich utworzenie uzależniano od sytuacji budżetowej państwa. Po objęciu resortu obrony przez Antoniego Macierewicza budowa nowego rodzaju wojsk nabrała rozmachu, choć na początku nie zabezpieczono odpowiednio źródeł finansowania tworzonych jednostek. Pierwotnie mówiło się o dwóch rodzajach jednostek: lekkiej piechocie i oddziałach zmechanizowanych, wyposażonych w transportery opancerzone i czołgi. Prawdopodobnie w ministerstwie zdano sobie sprawę z tego, że tworzenie oddziałów zmechanizowanych WOT może okazać się bardzo kosztowne, głównie ze względu na brak nadwyżek sprzętu w magazynach mobilizacyjnych. Obecnie plan rozbudowy Wojsk Obrony Terytorialnej zakłada rozwinięcie ich do stanu 17 brygad lekkiej piechoty liczących w sumie ok. 53 tys. żołnierzy. Komandosi Obrony Terytorialnej Początki były stanowczo złe, co odbiło się na obecnym wizerunku żołnierzy WOT, którzy są określani, jako "Pretorianie Macierewicza", czy "weekendowi komandosi". To drugie określenie zawdzięczają wizji, jaką miał pełnomocnik MON ds. tworzenia Obrony Terytorialnej Kraju, Grzegorz Kwaśniak. W wywiadzie dla "Kultury Liberalnej", powiedział on: "Obrona Terytorialna będzie szkolona według wzorców wojsk specjalnych. Również jej sprzęt będzie wzorowany na tych wojskach - lekki, przenośny, ale o dużej sile rażenia. Będzie to więc formacja na pograniczu wojsk specjalnych i piechoty". Uważał on, że mimo weekendowego systemu szkolenia i kilku dni w roku spędzonych na poligonie będzie wstanie wyszkolić żołnierza, który po trzech latach osiągnie gotowość operacyjną. Według Kwaśniaka "eksperci, oficerowie wojsk specjalnych, którzy są autorami tego programu, twierdzą, że to w zupełności wystarczy". Do tego pojawiły się hasła walki ze specnazem i propagandowe wydarzenia, podczas których "terytorialsi" po szesnastu dniach szkolenia podczas manewrów zdobywali i zabezpieczali lotnisko. Wówczas wywołało to bardzo negatywne reakcje żołnierzy. - Nie tędy droga - twierdził wtedy mój rozmówca. - Mówi się tym chłopakom, że będą walczyć ze specnazem, że są komandosami. Problem w tym, że ja się szkoliłem kilka lat, a oni po trzech miesiącach są przedstawiani jako herosi, którzy opanowali lotnisko. - Nie mówię tego, żeby deprecjonować ich zaangażowanie. Jest ono godne pochwały. Nie można jednak zapominać o odpowiednim poziomie wyszkolenia. Teraz jest czas na ciężką pracę, a nie medialne show - dodawał.