"Corriere della Sera" w komentarzu zatytułowanym "Pod znakiem Julii" zwraca uwagę na trudności, jakie wydają się nieuniknione przy tworzeniu "pomarańczowego rządu", na czele którego stanie prawdopodobnie znowu Julia Tymoszenko. Jednak mimo możliwych trudności - zauważa największa włoska gazeta - "dla tego, kto popierał demokratyczne dojrzewanie Ukrainy w perspektywie jej przyszłej integracji ze wspólnotą euroatlantycką, jest to ważny krok". "Ale pod jednym warunkiem - zastrzega dziennik - że wynik wyborczy nie doprowadzi ponownie do permanentnych kłótni, które sprawiły, że w ostatnich latach Ukrainą nie dało się rządzić i że była ona słaba wobec zewnętrznych nacisków". - Prawdziwym zwycięstwem dla Ukrainy byłoby osiągnięcie minimum stabilizacji politycznej i instytucjonalnej - stwierdza publicysta mediolańskiej gazety i dodaje: "A takie zwycięstwo jak najbardziej nas interesuje, zważywszy, że 80 procent rosyjskiego gazu, przeznaczonego na europejskie rynki, w tym włoski, przechodzi przez ukraińskie terytorium". "Corriere della Sera" zauważa, że trudno przewidzieć, jak na to, co dzieje się na Ukrainie, zareaguje Kreml, który tym razem, w przeciwieństwie do "pomarańczowej rewolucji" w 2004 roku, zachowywał całkowite milczenie. "La Repubblica" wyraża przekonanie, że decydujące dla przyszłości Ukrainy będą najbliższe tygodnie. Rzymska gazeta przytacza wypowiedź obserwującego wybory w Kijowie wiceprzewodniczącego Rady Europy, Włocha Andrei Rigoniego. Jego zdaniem, należy liczyć się z tym, że "ten, kto przegra, może nie uznać legalności głosowania". To zaś - według Rigoniego - doprowadziłoby do totalnego paraliżu parlamentu.