Zgodnie z ordynacją, stoły komisji miały być odsunięte metr od ściany. Po to, żeby obserwatorzy mogli podejść z tyłu i sprawdzić, czy osoba, która podaje paszport to ta sama, co na liście. Dostałem sygnał, który sprawdziłem, że w szkole numer 60 na Nowych Domach w Charkowie, gdzie pracują 3 komisje po 40 osób, czyli 120 osób, dostało zarządzenie, albo pieniądze, że każda ze 120 osób ma wpisać po 40 osób - ludzi, którzy pokazują paszport, ale nie swój i podpisują się na liście. Tam nie było odsuniętych stołów. Nie można było sprawdzić, czy to ta osoba, która legitymuje się takim dowodem tożsamości. Przewodniczący komisji nie zgodził się na podejście do stołu z przodu. Na mój wniosek odsunięto stoły od ścian, ale było wiadomo, że sprawa jest nieczysta. Nie mogłem przedstawić tej sprawy komisji wyborczej, bo już wyniki były ogłoszone. Ale zostawiłem tę informację w sztabie Juszczenki. Jeszcze opowiem o jednym sposobie fałszowania. Jak zobaczyłem, że urny są przezroczyste, to wiedziałem, że będzie to wszystko na pokaz. I była taka sytuacja, że jedna z urn wędrowała poza komisją dla tzw. chorych. Polegało to na tym, że nibychorzy i tak przychodzili głosować, mieli taki obowiązek, natomiast urna, pełna wracała niby z terenu, ale z drugiego pokoju. Na wsiach to było szczególnie widoczne, gdzie wszyscy się znają. Mój holenderski kolega Ekke Overbeek ma dokumenty, gdzie np. studenci mieli pokazać, że oddali głos na Janukowycza - swojemu rektorowi, który stał obok. Pani dziekan czy pani prorektor odnotowała, czy zagłosował dobrze. Studenci nagrali to z ukrytej kamery. Nasze raporty zostawiliśmy w biurze Juszczenki w Kijowie. Ja mam tylko ksera, dokumenty i listy. Tu chcę powiedzieć o szokującej sprawie. Kiedy w komisji podawaliśmy wyniki z Charkowa do Kijowa, Gdzie Juszczenko po przeliczeniu 50 z 80 komisji miał około 30 proc, a Janukowycz ponad 60. Już przewodniczący naszej komisji podawał zupełnie inne wyniki, dla Juszczenki 15 proc. Pokazano mi wtedy wyniki, które były tam w piątek - przed wyborami. Właśnie takie.