Brał udział w ostatnim jak do tej pory zwycięskim meczu "Biało-Czerwonych" z Włochami i zdobył w nim nawet bramkę. Jesienią 2003 roku w Warszawie pokonaliśmy Italię 3-1. W minioną niedzielę taki rezultat nie był realny choćby przez moment... Łukasz Żurek, Interia: Nie ustaje burza po ostatnim meczu drużyny narodowej. I zaczyna nam się z lekka rozmywać granica między krytyką a histerią... Jacek Bąk: - To prawda. Może dlatego, że wyjątkowo łatwo jest dzisiaj krytykować. W zasadzie nie ma nic łatwiejszego. Byłem reprezentantem, więc wiem, jak to smakuje od tamtej strony. Ale dziś jestem kibicem. I też widziałem, że przeciwko Włochom zagraliśmy słabo - wyjątkowo delikatnie rzecz ujmując. Nie bardzo mamy teraz pomysł, jak rozdzielić odpowiedzialność za tak bezładny występ między zawodników a sztab szkoleniowy... - Słabsze mecze się zdarzają, ale zawsze chodzi o to, żeby zostawić na boisku jaja. W niedzielę tego nie widziałem. To są dorośli ludzie, zawodowcy. Ta drużyna potrafi grać w piłkę. Ale tym razem sama nie chciała w to uwierzyć. I tu leży problem. Jak pan zinterpretował milczenie Roberta Lewandowskiego w odpowiedzi na pytanie o meczową taktykę? Cisza - jak skrupulatnie wyliczono - trwała 7,36 sekundy. Długość dźwięku samotności selekcjonera? - Trzeba o tym porozmawiać w grupie. Coś takiego nie powinno mieć miejsca, bo to źle świadczy o całej drużynie. Trener na pewno nakreślił taktykę. Albo wszyscy zrozumieli, albo nikt nie zrozumiał. Kłopot w tym, że tam nie było walki. Technicznie nie rzucimy na kolana takiego rywala jak Włochy, więc trzeba szukać argumentów fizycznych. Nie może być tak, że jeden Góralski robi nam grę w środku pola. Poniosło go, ale próbował. Z takim pazurem musi biegać po boisku każdy. Sama taktyka to za mało. Jeśli w środę będziemy równie bezradni w starciu z Holandią, może zrobić się naprawdę gorąco. Byłby pan zaskoczony ewentualną dymisją Jerzego Brzęczka? - Na pewno z Holandią nie zagramy gorzej. Bo słabiej nie da się już zagrać. Wierzę w chłopaków. Wierzę, że się pokażą na boisku. W każdym z nich musi być tym razem więcej skurczybyka. Jesteśmy Polakami! Nie może być tak, że ktoś nam 20-30 razy wymienia piłkę pod samym nosem. Nie odpowiedział pan na pytanie. - Czy byłbym zaskoczony dymisją selekcjonera? Tak, byłbym zaskoczony. Jurek wywalczył awans na Euro i po jednym nieudanym meczu nie należy robić katastrofy. Jaką mamy gwarancję, że jego następca poradzi sobie z wyzwaniem? Trzeba siąść, pogadać i poukładać ten zespół. Jest Zbigniew Boniek, są obok niego w związku ludzie, którzy się na piłce znają. Wszyscy wygrywamy, wszyscy przegrywamy. Ma kto selekcjonerowi pomóc. I trzeba to zrobić. Chyba cały czas czynione są takie wysiłki. Tylko czy to na pewno dobry moment, żeby z takim rozmachem wprowadzać do drużyny narodowej młodzież? - Nie oczekujmy, że ci młodzi piłkarze będą w kadrze tak brylować jak w lidze. To melodia przyszłości. Trzeba ich wpuszczać na boisko, ale umiejętnie. Żeby się utrzymać na tak wysokim koniu, potrzeba czasu. Trzeba nimi odpowiednio regulować, mądrze zarządzać. Nie sztuka rzucić na głęboką wodę. W środę zobaczymy w akcji pewnie nieco większąliczbę rutyniarzy. Ustalmy od razu - jaką taktykę obieramy? Żeby później nie krępować się o niej opowiedzieć... - Serducho! To podstawa. Dobrze, że mecz z Holandią jest za dwa dni, a nie za miesiąc. Jestem pewien, że zagramy całkiem inaczej i wygramy. Wtedy nikt nie będzie chciał mówić o spotkaniu z Włochami. To już będzie historia. Głowa się zresetuje i znów będziemy widzieć bardziej przytomnie, co się dookoła dzieje. Rozmawiał Łukasz Żurek Liga Narodów - wyniki, tabele, strzelcy, terminarz