Paweł Janas obejrzał do tej pory wszystkie mecze finałów Euro 2020. Każde z 50 spotkań opowiadało inną historię i każde miało swoją dramaturgię. Ale to tylko przygrywka do wielkiego finału na Wembley (niedziela, 21:00). Ostatni akord turnieju wciąż pozostaje wielką zagadką. Strefa Euro - zaprasza Paulina Czarnota-Bojarska i goście - Oglądaj!Łukasz Żurek, Interia: Gdybyśmy z połączenia obu finalistów mogli stworzyć dream-team nie do zatrzymania, po jakie atuty Włoch i Anglii musielibyśmy sięgnąć? Paweł Janas: - Anglicy stracili w turnieju tylko jedną bramkę, w dodatku po stałym fragmencie gry. To jest odpowiedź na pytanie o ich najmocniejszą stronę. Jest nią defensywa. Włochy z kolei mają więcej argumentów z przodu. Świadczy o tym chociażby fakt, że pięciu zawodników tej drużyny trafiało do siatki przynajmniej dwa razy. W Anglii jest takich piłkarzy tylko dwóch. Poza tym Włosi podobają mi się w grze wysokim pressingiem - potrafią szybciutko doskoczyć do rywala, odebrać piłkę i przeprowadzić skuteczny atak. Tyle że chyba zaczynają coraz mocniej odczuwać trudy turnieju. Spodziewa się pan w niedzielny wieczór spektaklu czy będzie to jednak dominacja żelaznej strategii nad radosnym futbolem? - Na początku możemy się spodziewać taktycznych szachów. Te zespoły znają się oczywiście doskonale, ale każdy będzie chciał wybadać tak zwaną dyspozycję dnia. Sądzę, że o wszystkim zadecydują indywidualności, czyli piłkarze, którzy na boisku robią różnicę. Oni dojdą do głosu i któryś z nich popisze się decydującym strzałem albo zagraniem. Ale dopiero w końcowej fazie. Chciałbym tylko, żeby nikt nam nie zepsuł tego dobrego wrażenia, jakie utrzymuje się do tej pory. Mistrzostwa stoją na naprawdę bardzo wysokim poziomie. Szanse na końcowy triumf rzeczywiście rozkładają się 50:50, jak chcą eksperci? Spróbujmy lekko zachwiać te proporcje. - Lekką przewagę daję Anglikom, bo grają u siebie. Na Wembley zasiądzie ponad 60 tysięcy kibiców. Słyszałem, że Włosi też będą, ale wejdzie ich na stadion tylko tysiąc. To tak, jakby ich w ogóle nie było. Inna rzecz, że Anglicy w finale mistrzostw Europy jeszcze nie grali. Mogą wygrać turniej po raz pierwszy i myślę, że ta szansa przejścia do historii dodatkowo ich uskrzydli. Przebieg tego czempionatu pokazuje, że o losach tytułu przesądzić mogą nominalni dublerzy. Która ekipa trzyma więcej piłkarskiej jakości na ławce rezerwowych? - Bardzo mi szkoda, że ani na boisku, ani na ławce nie zobaczymy Leonardo Spinazzoli, bo on był absolutnie pierwszoplanową postacią włoskiej drużyny. Wydaje mi się, że w rezerwie lepszych piłkarzy mają dzisiaj Anglicy. Lepszych i bardziej doświadczonych. Tylko że wcale nie to musi decydować o końcowym sukcesie. Pamiętajmy, że dla finalistów to będzie siódmy mecz turnieju. Decydujące znaczenie może więc mieć nie klasa i rutyna, a to, kto zachował na to ostatnie spotkanie więcej sił. W Premier League gra się co trzy dni chyba częściej niż w Serie A. Taki niby detal może mieć niebagatelne znaczenie akurat w niedzielę wieczorem. Wspomniał pan wcześniej o indywidualnościach. Kogo będzie trudniej zatrzymać: Sterlinga-piłkarza czy Sterlinga-aktora? - Obaj są groźni. Śmiać mi się chce, bo za moich czasów analizowaliśmy tylko potencjał przeciwnika. Teraz doszło do tego, że pod lupę bierze się sędziego - który skrupulatny i daje karnego za dotknięcie, a który puszcza akcję. Raheem Sterling potrafi grać w piłkę i nie musi do tego dodawać niczego więcej. Słyszałem, że może zostać uznany najbardziej wartościowym graczem mistrzostw. Nie jestem na sto procent przekonany do takiego werdyktu. Musiałby pokazać w finale coś specjalnego. Na razie bardziej od niego podoba mi się Harry Kane. Podczas gdy Kane z każdym meczem zyskuje na bezwzględności w polu karnym rywala, Ciro Immobile wyraźnie gaśnie. Świetnie zaczął, potem wytracił impet niemal zupełnie... - Słabnie z meczu na mecz. Być może zdeprymowała go trochę ta sytuacja z ćwierćfinału, kiedy dał się złapać na kamerę, jak symuluje kontuzję w polu karnym Belgów. Nagle bramka i okazuje się, że nie potrzebuje ani lekarza, ani nawet masażysty. Teraz wie, że wszyscy to widzieli. A Kane? Wszyscy na niego krzyczeli po fazie grupowej, że taki słaby i nie powinien grać. Nawet byli reprezentanci Anglii przekonywali, że powinien usiąść na ławce. A on to wszystko przeczekał i zaczął robić swoje. W niedzielę może nawet cieszyć się podwójnie - z mistrzostwa Europy i tytułu króla strzelców. Finał to także starcie dwóch trenerskich osobowości: Roberto Mancini kontra Gareth Southgate. Którego z nich uważa pan za lepszego stratega? - Kiedyś bardzo dobrzy piłkarze, obaj grali na wielkich turniejach. Wiedzą, jak dotrzeć do zawodników na takiej imprezie. Mancini wykonał znakomitą robotę jako selekcjoner, bo skoro ma passę 33 meczów bez porażki, to inaczej nazwać tego nie można. Mówi się, że lepszymi trenerami są byli obrońcy, co przemawiałoby na korzyść Southgate’a. Nie przywiązywałbym jednak do tego dużej wagi. Dzisiaj o sukcesie często decyduje pomoc analityków i statystyków, bo to w oparciu o informacje uzyskane od nich ustalana jest taktyka na dane spotkanie. Reasumując, pieniądze postawiłby pan na Anglię? - Nigdy nie stawiałem. Jeśli musiałbym to zrobić, to postawiłbym na Anglików. Mimo że ciekawszą piłkę pokazali na tym turnieju Włosi. Rozmawiał Łukasz Żurek Relacja audio z każdego meczu Euro tylko u nas - Słuchaj na żywo!Euro 2020 - zobacz drogę Włoch i Anglii do wielkiego finału