Iwona Wcisło, Interia: Mówi się, że władza deprawuje. Ile w tym prawdy? Dr Milena Drzewiecka: - John Acton, XIX-wieczny publicysta i filozof, twierdził, że "władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie". Jest w tym dużo prawdy, chociaż wolelibyśmy, żeby to była tylko sentencja. Osoby, które mają władzę, lepiej funkcjonują na poziomie intelektualnym czy zadaniowym, ale pogarsza się ich funkcjonowanie społeczne. Maleje też u nich skłonność do przestrzegania norm, a to otwiera pole do nadużyć czy chciwości. Ale władza wydobywa z człowieka to, co w nim jest, dlatego założenie, że każdy, kto dojdzie do władzy, będzie zdeprawowany, jest błędne. Na szczęście mamy w historii, biznesie czy polityce przykłady dobrego jej sprawowania. Czyli prawdziwe jest stwierdzenie, że jeśli chcesz poznać człowieka, to daj mu władzę? - Nie znałam tego powiedzenia, ale zapiszę je, by wykorzystać na zajęciach ze studentami. Faktycznie, jeśli powierzymy danej osobie władzę, możemy obserwować, jak zmienia się jej zachowanie i które cechy się nasilają. - Warto zdefiniować, czym jest władza, bo często myślimy o niej wyłącznie w kategoriach władzy formalnej nad nami: politycznej czy w miejscu pracy. A władzę w psychologii definiujemy jako asymetryczną kontrolę nad cennymi zasobami w danych relacjach. A prościej? - Asymetryczna kontrola oznacza, że jedna osoba ma więcej zasobów niż druga. I co ważne - są to cenne zasoby w tej relacji. Czyli największą władzę będzie miał na przykład przedszkolak, który ma najbardziej pożądaną zabawkę w grupie. Władzę może mieć jedna ze stron w związku lub nasz szef, który dysponuje możliwością awansowania. W kraju zniszczonym wojną cennym zasobem będzie żywność. My, w dobie dobrobytu i konsumpcjonizmu, bardzo rzadko zdajemy sobie sprawę, że władzę może mieć ten, kto dysponuje większą ilością jedzenia. Co dzieje się z człowiekiem, który obejmuje władzę? - Na poziomie fizjologicznym władza podnosi poziom testosteronu i obniża poziom kortyzolu - hormonu odpowiedzialnego za stres. Co więcej, uruchamia tzw. układ nagrody, oparty na dopaminie. Ten sam, który działa w przypadku zakochania czy po wzięciu narkotyków. I w tym sensie możemy powiedzieć, że władza "narkotyzuje", czyli uzależnia. Taka osoba chce więcej, szybciej i mocniej. - Na poziomie emocjonalnym władza podnosi nastrój. Ludzie czują się bardziej zadowoleni, są większymi optymistami, a często wręcz brakuje im realizmu i mogą podejmować ryzykowne decyzje. Chodzi o to, że zwykle jesteśmy bardziej krytyczni, kiedy mamy gorszy nastrój. Wtedy trzy razy zastanawiamy się zanim na przykład wydamy pieniądze na nowy komputer czy torebkę. Ale kiedy jesteśmy w dobrym nastroju, to zakupy idą nam lekką ręką. Dzięki temu, że władza poprawia nastrój, stajemy się bardziej optymistyczni, a przy okazji rośnie nasza samoocena. - Szef częściej też podnosi głos czy przerywa innym. Oczywiście nie każdy przełożony tak się zachowuje, ale wraz z objęciem władzy może pojawić się tendencja do takiego zachowania, a tym samym łamania norm społecznych. - Co ciekawe, władza prowadzi również do zmian w aspekcie niewerbalnym. Zawsze interesuje mnie to na polu polityki, którą zajmuję się jako psycholog. Obserwuję, jak zachowują się ci, którzy z opozycji przechodzą do obozu rządzącego. I jak się zachowują? - Wielu polityków rośnie wtedy nie tylko we własnych oczach, ale też w oczach innych. Ich sylwetka staje się bardziej wyprostowana, a krok pewniejszy. Można na przykład zaobserwować, jak niektórzy idą zdecydowanym krokiem, z dumnie uniesioną głową w kierunku dziennikarzy. Są już przekonani o swojej pozycji, podniósł się u nich poziom testosteronu, uruchomił układ nagrody i stali się optymistami. To po prostu widać. Coś jeszcze powinniśmy wiedzieć o ludziach przy władzy? - Ciekawe są wyniki badań zachowania takich ludzi przeprowadzone w warunkach laboratoryjnych. Powiedzmy, że mamy dwie osoby i trzy ciastka, które, nie da się ukryć - są zasobem atrakcyjnym. Wiemy, że każda osoba zje po jednym ciastku, ale co z tym trzecim? Jeśli w grupie na potrzeby eksperymentu uruchomimy władzę - może nią być nawet dysponowanie jakimś przedmiotem niezbędnym do wykonania zadania, to okazuje się, że to trzecie ciastko zje właśnie osoba, która ją posiada. Co więcej, nakruszy przy tym, łamiąc normy społeczne. Może to wywołać u nas uśmiech, ale niestety, sugeruje chciwość. A to argument za tym, żeby władza zawsze podlegała kontroli, ponieważ, jak już wiemy, może ona deprawować absolutnie, jeśli jest władzą absolutną. Dlatego też władców nie możemy zostawiać samych sobie. Co może pełnić taką funkcję kontrolną? - Na poziomie firmy może to być komisja etyki lub związek zawodowy. Zaś na poziomie polityki mamy świetne remedium, jakim jest kadencyjność stanowisk oraz podział władzy na sądowniczą, ustawodawczą i wykonawczą. Organem kontroli w demokratycznym państwie są sądy, w tym Sąd Najwyższy, oraz Trybunał Konstytucyjny. Zawsze, kiedy załamuje się demokracja, to najpierw cierpi na tym podział władzy i kadencyjność. A, niestety, z osłabieniem trójpodziału władzy mamy do czynienia w ostatnich latach w Polsce. Jeśli pierwszą decyzją polityka czy szefa firmy jest ograniczenie niezależności lub zlikwidowanie organów kontroli, to jest to alarmujące. Skoro o niepokojących decyzjach mowa - jaki jest najbardziej niebezpieczny typ człowieka, który dochodzi do władzy? - Mamy czarną triadę: psychopatię, narcyzm i makiawelizm. Osoby z takimi osobowościami dopuszczają się największych nadużyć. Makiaweliści uznają, że "cel uświęca środki" i swoje cele realizują nawet kosztem innych. Narcyzm to poczucie wyższości i przekonanie, że zasługuje się na więcej niż inni. Z kolei psychopatia to skłonność do łamania norm i to bez odczuwania empatii czy lęku. - Może to mieć miejsce zarówno na poziomie firmy, gdzie na przykład mamy dyrektora, ale i tak cały zespół wie, że rządzi wicedyrektor, jak i w polityce. Jest to bardzo niebezpieczne, bo wtedy organy kontroli mają utrudnione zadanie i ograniczony wpływ, bo nie wiedzą, co tak naprawdę się dzieje za zamkniętymi drzwiami. Zastanawiam się jeszcze, jak to jest z tą władzą - czy ona nas deprawuje, czy może raczej osoby zdeprawowane bardziej do niej lgną? - Jedno nie wyklucza drugiego. Makiaweliści lgną do władzy i potrafią do niej dojść po przysłowiowych trupach. Ale zdarza się również, że ktoś niejako z przypadku dostaje władzę i świetnie sobie z nią radzi. Znane jest zjawisko tzw. "szklanej zjeżdżalni". Polega ono na tym, że kobiety często awansują, gdy prawdopodobieństwo porażki jest największe. Tak jakby mężczyźni w firmach i instytucjach oddawali władzę wtedy, kiedy istnieje duże ryzyko popełnienia błędu. I nie ma jednej odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak się dzieje. Znalazłam wyniki badań, z których wynikało, że wraz z objęciem władzy, pojawia się też podwójna moralność. Czyli np. politycy deklarują walkę z oszustami, a sami oszukują. - Osoby o orientacji na dominację społeczną uznają nierówności za pożądane, dla nich życie to rodzaj dżungli, gdzie wygrywa silniejszy i temu silniejszemu wolno więcej. Kluczowe zatem jest pytanie, czy osoba u władzy uważa, że podlega restrykcjom i przepisom, czy może sądzi, że są one przeznaczone tylko dla szarych obywateli. Kiedy człowiek nie czuje się częścią zespołu w firmie lub społeczeństwa, w którym sprawuje władzę polityczną, to może być nawet przekonany, że nie robi nic złego. W końcu stanowi przepisy dla innych. A on, jako sprawujący władzę, podlega innym regulacjom. Czyli te osoby mogą być święcie przekonane, że postępują właściwie? - To jest kwestia subiektywnego poczucia moralności. Jak wspomniałam, ludzie władzy wydają się więksi nie tylko we własnych oczach, ale też w oczach innych. Wielu sądzi też, że może więcej. Co ciekawe, tacy ludzie częściej przyglądają się sobie w lustrze. Przy okazji różnych afer dziennikarzom zdarza się pytać: jak pan, pani może spojrzeć w lustro? A ten pan czy pani zapewne patrzy w lustro częściej niż ów dziennikarz. Tylko pytanie, co w tym lustrze widzi? No właśnie, co? - Widzi atrakcyjną osobę sprawującą władzę. Mamy nawet wskazówki, że osoby u władzy uważają się za bardziej atrakcyjne fizycznie niż są naprawdę. Mówi się w końcu, że władza jest afrodyzjakiem. - Tak. Dlatego też często na polu władzy dochodzi do nieuprawnionych zachowań na tle seksualnym. Szef czy polityk może uważać, że jest wyjątkowo atrakcyjny dla drugiej osoby i nie widzi, że napastując ją, nadużywa swojej władzy. Psycholog społeczny prof. Bogdan Wojciszke w rozmowach o władzy często przytacza wątek Dominique Strauss-Kahna - niedoszłego kandydata na prezydenta Francji, który był oskarżony o gwałt na pokojówce. Mężczyzna twierdził, że widział jej zainteresowanie. Ale czy ona rzeczywiście była zainteresowana, czy tylko tak mu się wydawało? - A zatem osoby sprawujące władzę wcale nie muszą unikać lustra, a wręcz przeciwnie - częściej w nie patrzą, ale to, co widzą, może diametralnie różnić się od obrazu, jaki mają podwładni. Wyjątkiem są podwładni zakochani w swoim władcy. Niezależnie od tego, czy jest to władca absolutny, czy lider partii - oni również będą mieli różowe okulary na oczach. I chyba też podsycają swoim zachowaniem jego wiarę we własną wspaniałość i nieomylność. - Tak. W psychologii osobowości mamy model mówiący, że ludzie z "ja" zranionym w dzieciństwie, ale o narcystycznych skłonnościach, mogą wyrosnąć na takich, którzy szukają poklasku lub takich, którzy szukają ideału. Ci pierwsi często zostają liderami i dochodzą do władzy, a drudzy chcą iść za nimi i im klaskać. W ten sposób dwie zranione osobowości się dopełniają. - Jest to ujęcie psychoanalityczne, więc nie wszyscy się z nim zgodzą, ale czasami, kiedy obserwuję różne spotkania polityczne - i to nie tylko po jednej stronie sceny, to widzę w oczach członków partii wręcz uwielbienie do swojego lidera. I tu ważna uwaga - jeśli chcemy poznać sprawującego władzę, warto przyjrzeć się jego otoczeniu, bo ono może nam wiele o nim powiedzieć. Zwróćmy uwagę na to, czy ma w swoim najbliższym otoczeniu osoby o wyższych kompetencjach? Czy dopuszcza różnych ludzi, a może otacza się tylko mężczyznami w swoim wieku, jeśli jest mężczyzną? Kogo awansuje? Jeśli na światło dzienne wyjdzie afera, która unaoczni podwójną moralność polityka lub szefa, czy podziała to na niego jak kubeł zimnej wody? - Ludzie mają skłonność do tzw. egotyzmu atrybucyjnego, czyli takiego wyjaśniania zachowań i zdarzeń, żeby służyło to ich samoocenie. Weźmy przykład studenta: jeżeli nie zda egzaminu, to powie, że wykładowca ułożył zbyt trudne pytania, ale jeśli zda na piątkę, to uzna, że jest inteligentny. Oczywiście nie każdy student tak się zachowa - mówię tylko, jaka może być tendencja. Natomiast polityk może powiedzieć, że to manipulacja. A w dzisiejszych czasach również, że to "deep fake" (przyp. red. - technika łączenia obrazów, która umożliwia obsadzenie dowolnej twarzy w filmie wideo). Może ośmieszyć zarzut lub sytuację, która powinna być dla niego krępująca. - Zwolennicy takiego lidera, jeśli mają na oczach wspominane wcześniej różowe okulary, pójdą za jego wyjaśnieniem. Bo gdyby zaczęli się zastanawiać, że może faktycznie on mówi: Bóg, honor, ojczyzna, rodzina, a tu trzeci rozwód lub druga rodzina na boku, to mogliby dojść do wniosku, że jest niekonsekwentny i ma podwójną moralność. A wtedy musieliby mieć odwagę przyznania się do błędu i powiedzenia: źle, że na niego głosowałem, a taka autokrytyka wymaga stabilnej samooceny i otwartości. Czyli całkiem sporo... - Tak, ale bycie u władzy, jak i jej podleganie, nie jest łatwe. I chcę wierzyć w ludzi, którzy umieją sprawować władzę i szukają literatury, trenerów, kompetencji, żeby tę władzę sprawować jak najlepiej. Mamy coraz więcej programów, badań, a także książek, które służą rozwojowi własnemu. Pojawia się jednak pytanie, czy ludzie, którzy sprawują władzę, chcą po to sięgnąć? Powiedziała pani wcześniej, że ludzie władzy uważają się za atrakcyjnych i mają wysoką samoocenę. Mogą więc nie odczuwać potrzeby doskonalenia się. - Może tak być. Jednak kiedy lider nie chce się rozwijać, to będąc świadomym swoich deficytów, powinien dobrać sobie zespół tak, żeby je uzupełniał. Zatem, jeśli sam jest liderem zadaniowym, powinien zadbać o to, żeby w zespole był też lider emocjonalny. I choć sam nie ma ochoty radzić sobie z emocjami swojej grupy, to ma kogoś, kto jest w stanie np. wychwycić stres czy depresję, bo wie, że to mu się opłaci. Pracownicy, którzy są zajęci własnymi problemami, pozbawieni komfortu psychicznego, nie będą efektywnie pracować. Dlatego nawet, jeśli robi to z pobudek egoistycznych, to wprowadzając taką osobę do zespołu, może zadbać o jego członków. Inna kwestia, że ten, kto jest liderem emocjonalnym, musi radzić sobie w relacjach z szefem, który jest zadaniowy. A wtedy wiele jest na jego barkach. Niemal każdemu z nas wydaje się, że kiedy obejmiemy władzę, żadna woda sodowa nie uderzy nam do głowy. Czy rzeczywiście można tego uniknąć? - Ale spotkamy oczywiście osoby o mniejszej i większej samokontroli. Ten, kto jest w stanie lepiej kontrolować swoje impulsy, nie będzie tak podatny na nadużycia. Wiele zależy od modelu władzy, który dana osoba miała możliwość obserwować, samoświadomości i osobowości. - Lider, który jest świadomy zagrożeń wynikających z władzy, powinien pracować nad sobą, by nie łamać norm i nie dopuszczać do nadużyć. Niestety, wielu się we władzy rozpływa. Jeśli na dodatek są to osoby makiaweliczne, to trudno oczekiwać, że zaczną pracować nad swoją inteligencją emocjonalną. Takie osoby uważają, że ludzie są źli i leniwi, a każdy środek jest dobry, by dojść do celu. - Podsumowując - to, czy lub na ile władza uderzy nam do głowy, zależy od naszej osobowości, sytuacji, struktury zadania, modelu władzy, z jakim mieliśmy do czynienia, naszego otoczenia oraz samoświadomości i samokontroli. Zobacz również: