- Dwie spółki sprzedające energię zawnioskowały o taryfę jedynie na I kwartał. To może oznaczać, że będą się starać o taryfy rynkowe na kolejne okresy w 2020 r. Jeśli ich wnioski nie zostaną zatwierdzone, zapewne będą skarżyć decyzję URE do sądu - ocenia w rozmowie z Interią Łukasz Batory, adwokat, partner z kancelarii Banasik Woźniak i Wspólnicy. Firmy mogły uznać, że cena zatwierdzona na pierwszy kwartał wystarczy, by próbować przetrwać w tym roku. Przez pozostałą część roku mogą występować o wyższą, bardziej rynkową taryfę i ewentualnie walczyć o swoje w sądzie. - Gdyby wygrały i Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów stwierdziłby, że decyzja została przez URE wydana nieprawidłowo, że należy ją zmienić lub uchylić, miałyby otwartą drogę w dochodzeniu odszkodowania od Skarbu Państwa - ocenia Batory. To proces długotrwały, ale z punktu widzenia zarządów zwłaszcza spółek giełdowych tego typu ścieżka jest słuszna. Organy korporacyjne muszą bowiem w maksymalnym zakresie chronić interes spółek, by nie być posądzonymi o działanie na ich szkodę. Decyzje pod wpływem wyborów prezydenckich? Złożenie wniosku o podwyżkę cen taryf może być początkiem dłuższej batalii, przed nami bowiem wybory prezydenckie. Odbędą się one w maju. Rządzący nie są zainteresowani podejmowaniem niepopularnych decyzji, które mogłyby odebrać im choćby część elektoratu. To dlatego przed zeszłorocznymi wyborami parlamentarnymi zamrożono ceny prądu. Z tego również powodu wicepremier, minister aktywów państwowych Jacek Sasin przekonywał pod koniec 2019 r., że nie będzie podwyżek cen prądu dla gospodarstw domowych w roku następnym. Teraz, gdy podwyżki stały się faktem, zapowiada rekompensatę 12-proc. podwyżek za prąd dla klientów, których miesięczne zarobki nie przekraczają 7 tys. zł brutto. Według Batorego nie można wykluczyć, że prezes URE, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom obecnej władzy, będzie przeciągał kolejne postępowanie taryfowe, żeby decyzja o podniesieniu cen zapadła już po wyborach. Może kierować do firm wezwania, przesyłać kolejne zapytania, wnioskować o analizy, by opóźnić w czasie wydanie decyzji. Aby nowa taryfa mogła zacząć obowiązywać od 1 kwietnia, powinna zostać zatwierdzona przez prezesa URE do 17 marca (wchodzi w życie po 14 dniach). Jak wygląda natomiast kwestia terminów ze strony Urzędu? - Standardowo prezes URE ma 30 dni na rozpatrzenie wniosku, ale jeśli sprawa jest wyjątkowo skomplikowana to 60 a nawet więcej - wyjaśnia Łukasz Batory. Spółki wytoczą większe działa Jego zdaniem po doświadczeniach z końcówki roku spółki będą chciały użyć mocniejszych argumentów w dyskusji z URE - próbować przedstawiać ekspertyzy zewnętrzne, analizy rynkowe, opinie biegłych. - Pójście tą samą ścieżką co ostatnio może okazać się mało skuteczne. Spodziewałbym się, że firmy przygotują szerszy materiał dowodowy. Prezes URE może mieć tym razem trudniejszy orzech do zgryzienia - mówi. Spółki sprzedające energię prąd na 2020 rok mają już zakontraktowany - kupiły go w 2019 roku po konkretnej cenie, która została pokazana w poprzednim wniosku taryfowym na 2020 rok. Jak przypomina Batory, wtedy wnioskowano o około 40-proc. podwyżki w stosunku do cennika z 2018 roku. - Teraz należy spodziewać się, że spółki będą dążyć do tych samych cen, a to oznacza, iż musiałyby zawnioskować o podwyżkę o kolejne 15-20 proc, w stosunku do taryf zatwierdzonych już dla roku 2020 - ocenia ekspert. Ograniczenia w imporcie węgla też wpłyną na ceny Jednocześnie na rynki napływają kolejne informacje dotyczące energetyki. Rząd, chcąc ratować sytuację polskich kopalń węgla, planuje zakazać importu tańszego węgla z zagranicy przez państwowe spółki. To w przyszłości może przełożyć się m.in. na ceny energii. Spółki obrotu kupują energię na rynku hurtowym i sprzedają ją do gospodarstw domowych. - Zakaz kupowania tańszego węgla z zagranicy będzie miał zapewne wpływ na ceny hurtowe. To czynnik, który może wpłynąć na wzrost kosztów wytwarzania i ostatecznie może mieć również znaczenie z punktu widzenia cen energii w 2020 i 2021 roku - mówi Batory. Choć dodaje, że z drugiej strony niedawno obserwowaliśmy sytuację, że ceny giełdowe na 2021 rok były najniższe od kilku miesięcy. W połowie grudnia prezes URE zatwierdził pięciu firmom taryfę dystrybucyjną, za przesył energii. W przypadku taryfy na sprzedaż energii zaakceptował wyłącznie wniosek Tauronu uznając, że tylko w tym przypadku mógł uznać wskazane koszty za uzasadnione. W efekcie wzrost cen na rachunku klientów Tauronu w sumie wyniósł ok. 12 proc., a jeśli chodzi o same ceny energii - o 20 proc. Pozostałe spółki domagały się wyższych taryf, więc ich wnioski nie zostały zaakceptowane. URE przychylił się do cennika Enei, Energi i PGE dopiero w drugim podejściu, gdy firmy zaproponowały niższy cennik. Jednocześnie wszystkie spółki utworzyły wielomilionowe rezerwy na "rodzące obciążenia" umowy w segmencie obrotu, co potwierdza, że taryfy zaakceptowane przez URE są zbyt niskie. Taryfy dla PGE i Enei będą obowiązywały do końca pierwszego kwartału tego roku, a Energi i Tauronu do końca grudnia. Monika Borkowska