Mieszkańcy Małopolski powinni być szczególnie czujni. Trzyletnie badania, oceniające ryzyko wystąpienia chorób odkleszczowych, wykazały, że w okolicach Krakowa sytuacja jest wyjątkowo niebezpieczna. Podczas gdy na niektórych obszarach Polski zarażonych patogenami jest ok. 30 proc. kleszczy, to w Puszczy Niepołomickiej aż 60 proc. tych pajęczaków staje się nosicielami anaplazmozy i babeszjozy, a kilka procent także boreliozy. Nic dziwnego więc, że Wojewódzka Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Krakowie odnotowuje coraz większą liczbę zachorowań na boreliozę, chorobę prowadzącą do powikłań mogących zakończyć się nawet śmiercią. W 2011 roku zgłoszono 725 przypadków, w 2012 - 831, a rok temu aż 1817! Zdiagnozowano też przypadki odkleszczowego zapalenia mózgu: w 2011 - 6 przypadków, w 2012 - 2, a rok temu - 9. Historie osób pogryzionych przez zarażone kleszcze poważnie niepokoją. Powód? Lekarze mają nierzadko problem z postawieniem właściwej diagnozy - pisze "Dziennik Polski". Mama 17-latki z Elbląga opisuje rodzinny koszmar na stronie Stowarzyszenia Chorych na Boreliozę. U Sylwii dopiero po 7 latach od ukąszenia nastąpiła eksplozja objawów. Zaczęło się niewinnie, od zmniejszonej odporności. Potem były biegunki i zaparcia, na przemian z ciągłym osłabieniem. Wreszcie bóle brzucha, głowy oraz klatki piersiowej, spadek wagi i ostatecznie bóle stawów, głównie prawego biodra. W rezultacie Sylwia przestała chodzić. "Lekarze w Warszawie, Łodzi, Elblągu byli bezradni. Nawet doktor rodzinna twierdziła uparcie, że to nerwica. Wreszcie uzyskaliśmy pomoc u lekarza stosującego metodę amerykańskiej organizacji lekarzy ILADS. On jeden nam pomógł. Do całkowitego wyzdrowienia droga daleka i niestety... koszty ogromne. I gdzie te podatki i pieniądze na służbę zdrowia?" - pyta kobieta. Więcej przeczytasz w dzisiejszym wydaniu "Dziennika Polskiego"