To najstarszy w Europie maraton - pierwszy odbył się w 1924 roku - pisze "Gazeta Krakowska". W liczącym zaledwie trzy tysiące siedemset mieszkańców Rytrze, jest aż dwudziestu maratończyków - zapaleńców i kilkuset pasjonatów biegania na krótszych dystansach. Biegają gdzie mogą i kiedy mogą. Skąd im się to wzięło? - Zaczęło się od spontanicznej imprezy, którą nazwali "bieg bejorów pod górę" (bejor w miejscowej gwarze znaczy głupek). Ludzie zbierali się, zakładali specjalnie zrobione na tę okazję koszulki, na których widniała nazwa imprezy, biegli szlakiem w góry, a później bawili się przy ognisku - mówi wójt Rytra Władysław Wnętrzak. - Zaczęli biegać w międzynarodowych zawodach i przywozić medale. Z wrześniowego maratonu w Budapeszcie 45-letni Marian Ryżak wrócił jako zwycięzca w swojej kategorii wiekowej. Marek Tokarczyk był trzeci. W generalnej klasyfikacji imprezy, w której startuje około 8 tys. zawodników, obaj zmieścili się w pierwszej siedemdziesiątce. Pan Marek zapewnia, że totalne wyczerpanie na najdłuższym z dystansów zawsze wynagradza mu niezwykłe uczucie po dotarciu do mety. - Wskutek zmęczenia w organizmie wydzielają się endorfiny, hormony szczęścia - tłumaczy. Dwa lata temu ryterscy maratończycy pokonali dystans z Beskidów nad Bałtyk. Trasę do Pucka przemierzyli sztafetą - każdy z nich pokonał około 60 kilometrów. Gdy dotarli do celu, zamiast odpocząć na plaży zapisali się na listę uczestników odbywającego się tam... maratonu.