Przy okazji Świąt z ich specyficzną i bardzo bogatą symboliką częściej niż zwykle wśród treści, jakie nas otaczają, pojawiają się pytania o wiarę. Czasem ktoś próbuje po raz setny niemal fizycznie udowadniać, czy zmartwychwstanie było, czy nie było możliwe. Innym razem wraca sprawa Judasza i oceny tego, co zrobił. Rzadziej padają pytania o to, co wynika z faktu określania się istotą religijną, chyba że chodzi o dialog przy konfesjonale. A paradoksalnie już samo stwierdzenie "wierzę" a może nawet "nie wierzę" jest przeżyciem pewnej prawdy o sobie (dla jasności sprawy dodam, że ten apel kieruję także do siebie samego, bynajmniej nie powodowany jedynie licznymi "życzliwymi" postami pod moimi felietonami). Żeby jednak nie było jak na przysłowiowym tureckim kazaniu, kilka faktów: rocznica śmierci papieża przyniosła szereg ciekawych publikacji o wierze współczesnego Polaka, zwłaszcza młodego. Niestety, wyniki ankiet, a nawet szerszych badań nie są optymistyczne: w odniesieniu do tzw. życia religijnego jesteśmy, delikatnie mówiąc często ignorantami, a czasem wręcz lekkimi schizofrenikami. Mówiąc wprost: żyjemy trochę tak jakbyśmy nigdy nie spotkali się z dekalogiem, katechizmem, nie mówiąc już o jakości ogólnego wykształcenia religijnego czy umiejętności powiązania wyznawanych zasad z życiem. Przykłady? Proszę bardzo - ostatnie badania przeprowadzone wśród studentów warszawskich uniwersytetów pokazują, że można godzić uwielbienie dla papieża z życiem, jakby cały jego pontyfikat składał się tylko z opowiadania o kremówkach i kajakach. Choć Jan Paweł II przestrzegał przed relatywizmem wartości, ponad połowa pytanych uważała, że "nie ma jasnych kryteriów mówiących o tym, co jest dobre, a co złe". I tak np. na konkretne pytanie, czy kradzież jest dobra, czy zła, co trzeci stwierdza: "to zależy". Tak samo odpowiada 80 proc. pytanych o kłamstwo, a co trzeci ankietowany nie umie określić w kategoriach dobra i zła nadużywania alkoholu. Mimo podkreślania roli rodziny i jej wartości w życiu społecznym (na co wskazywała większość pytanych) materializm wygrywa z duchowością, bo jak inaczej zinterpretować fakt, że na pytanie o wartości nadające sens życiu ludzkiemu więcej osób wskazuje pieniądze i dobrobyt (17 proc.) niż wiarę religijną (12,4 proc.)? Prawdziwa przepaść między moralnością i życiem dotyka sferę ludzkiej seksualności. Aż 70 proc. młodych ludzi uważa za dopuszczalne współżycie seksualne przed ślubem, jeszcze większa grupa (ponad 3/4) akceptuje stosowanie środków antykoncepcyjnych. Trochę lepiej jest kiedy padają pytania o istnienie Boga, znaczenie śmierci Jezusa czy sens sakramentów. Większość pytanych nie tylko nie miała kłopotu z odpowiedzią na te pytania, ale także potrafiła poprawnie zinterpretować ich znaczenie. Tu widać wyraźnie, że nie dochodzi do takich paranoicznych sytuacji, jak deklarowanie się jako osoba religijne z jednej strony i nieuznawanie Boga osobowego z drugiej lub brak wiary w zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Nie piszę tego bynajmniej żeby udowadniać, "jak to jest teraz źle , a kiedyś było lepiej". Wręcz przeciwnie - taki obraz współczesnej religijności to przecież porażka duszpasterzy i rodziców, którzy może za bardzo zajmowali się innymi (jak się okazuje mniej ważnymi) sprawami, a za mało tłumaczyli podstawowe prawdy wiary. Nie można się potem dziwić, że okolicznościowe i sensacyjnie podane historie, jak ta z ostatnich przedświątecznych dni z rzekomą ewangelią według Judasza (mającą w opinii autorów publikacji odmienić nauczanie Kościoła), albo setki stron bzdur zapisane w książkach Dana Browna kształtują wiedzę o Bogu i religii chrześcijańskiej. Może zatem warto jeszcze przez te parę dni zadać sobie pytanie nie tylko w kogo, ale i jak wierzę i co z tego powinno wynikać. Ks. Kazimierz Sowa