Jak donoszą Przemysław Marzec i Jan Mikruta, obalenie Saddama Husajna było dla Irakijczyków niewyobrażalną wizją. Duża część Irakijczyków na pewno miała dość jego rządów, ale nie nikt nie planował jak go zastąpić. Irakijczycy nie wiedzą teraz, czy obce wojsko, które obaliło dyktatora, zrobiło to dla ich wolności, czy ze względu na swoje liczne interesy. Na razie, przynajmniej wśród mieszkańców Bagdadu, przeważa opcja, że Amerykanie są okupantami. Samych wojsk koalicji w irackiej stolicy jest wciąż zbyt mało, by zaprowadzić porządek. Po falach grabieży marines okopali się w centrum miasta i nawet jeżeli chcieliby, to nie mogą pomagać cywilom, a to cały czas wzmaga antyamerykańskie nastroje. Według wysłanników RMF przywracanie choćby podstaw normalności w Bagdadzie i całym Iraku potrwa - optymistycznie zakładając - miesiące, ponieważ w tym kraju niemal wszystko trzeba będzie budować od podstaw. Ludzie nie znają tam demokracji w europejskim rozumieniu, nie wiedzą nawet co oznaczają zwyczajne wybory. Poza tym zabliźnienie ran po latach krwawego terroru będzie naprawdę trudne. Patrząc na Irak, trzeba pamiętać, że już niemal rok minął od obalenia reżimu talibów w Afganistanie, a kraj ten wciąż trudno uznać za spokojny. Irak to co prawda nie Afganistan, a ropa naftowa, której w Iraku jest w bród, to żywa gotówka, ale kłótnie i spory pretendentów do władzy mogą być podobne. Tym bardziej, że dotąd zawsze Irak był rządzony żelazną ręką.