Zajęcia w szkołach odwołane. Giuliani "poprosił", żeby ludzie, jeśli to tylko możliwe, pozostali w domach. W Brooklynie trudno oddychać. Powietrze wypełnione jest kurzem i dymem. Atlantic Avenue, gdzie znajduje się dość duża liczba arabskich sklepów i restauracji, jest zamknięta. Widok Manhattanu jest okropny - jedna wielka czarna dziura z migającymi tu i ówdzie czerwonymi i niebieskimi światłami. Ludzie są w szoku. Stojąc przy barierze słynnej brooklyńskiej promenady - tej z widokiem na Manhattan, zaczęłam rozmawiać z gościem, którego siostra pracowała w World Trade Center. Po tym, jak pierwszy samolot uderzył w 86. piętro jednej z wież, zaczęto ewakuować ludzi. Podobno ewakuowano dość dużą ilość. Jednak ci ewakuowani dosłownie potykali się o ciała ludzi, którzy wyskoczyli z wyższych pięter. Wkrótce potem odkryto bomby podłożone w Stuveysant High School i na Queensborough Bridge. Słyszałam, że nim pierwszy samolot uderzył w WTC wiedziano, że został on porwany. Jednak odcinek z Bostonu do NYC był za krótki (niecała godzina lotu), żeby można było cokolwiek zrobić. W tej chwili odbywa się konferencja prasowa z Giulianim. Jak na razie, o 22:15 czasu nowojorskiego, zmarło 5 tysięcy osób. Liczby te, jak wszyscy mówia, będą o wiele większe, ale nikt nie chce przepowiadać, cytując Giulianiego "I don't want to play number games". Szef Straży Pożarnej Nowego Jorku zginął w akcji. Wszędzie śmierdzi dymem. Ania Anna MacLachlan pracowała w serwisie Fakty INTERIA.PL, w 2000 roku przeniosła się do NY