Wśród tych nielicznych są 16 i 17-letni Dawid Arski oraz Dawid Rossa ze Starego Koźla. Chłopcy trenują na obrzeżu Starego Koźla w parku. Nazywają to miejsce *Hopki* albo *Dirt*. Zbudowali tam sobie samodzielnie tor przeszkód i ćwiczą rozmaite ewolucje. - Zafascynował mnie ten sport. Nic innego mnie nie interesuje jak na razie - zwierza się Dawid Arski. Jego kolega, Dawid Rossa, jest jeszcze bardziej wylewny: - To jest to uczucie, jak się jest w powietrzu rowerem? Kilka sekund. Ręce można puścić, nogi, salta? Do tyłu to jest backflip, do przodu to jest frontflip. Później to łączy się? Dawid Rossa jeździ mimo gipsu na ręce. Dwa tygodnie temu wybił sobie łokieć na tym torze. Obaj miłośnicy jumpingu na rowerach zawiesili kartkę, ostrzegającą przed wypadkami młodszych kolegów, którzy nie mają wprawy, a chcieliby tu pojeździć. Dawid Arski jest zdania, że aby pokonać tor, trzeba mieć spore do doświadczenie, a poza tym niezły rower, przynajmniej taki, jaki on posiada. - Mam w miarę dobry sprzęt, ale są zawsze lepsze - mówi. Jego rower kosztował około dwóch tysięcy. Chłopcy zwracali się do wójta gminy oraz sołtysa z prośbą o pomoc w utworzeniu klubu jumpingowego. Na razie nie ma odzewu. - Piłka nożna jest tu najważniejsza - z goryczą ocenili rezultat tych zabiegów.